Brazylia jechała do Kataru jako jeden z faworytów do złota. Trzy lata temu "Canarinhos" wygrali Copa America, a ciągłość pracy Tite pozwalała wierzyć, że drużyna działa jak dobrze naoliwiona maszyna. Pobieżne nawet przejrzenie kadry również dawało do myślenia - zwłaszcza jeśli chodzi o siłę ofensywną. W fazie grupowej Brazylia imponowała. Zespół grał z polotem i fantazją, ale jednocześnie odpowiedzialnie w defensywie. Wyglądało też na to, że panuje doskonała atmosfera, a wspólne tańce mogły ją tylko dodatkowo nakręcać. W pierwszym spotkaniu fazy pucharowej również wszystko poszło po myśli pięciokrotnych mistrzów świata - pokonali 4:1 Koreę Południową i w znakomitych nastrojach awansowali do ćwierćfinału. Tite napadnięty na ulicach Rio de Janeiro W walce o strefę medalową rywalem Brazylijczyków była Chorwacja. Choć po poprzednim mundialu nikt nie lekceważy "Vatrenich", to jednak w roli faworytów stawiano Brazylię. Tymczasem po 120 minutach gry było 1:1, a w rzutach karnych - jak zwykle zresztą - lepsi okazali się podopieczni Zlatko Dalicia. Chorwaci wytrzymali próbę nerwów, w przeciwieństwie do Brazylijczyków, którzy popełniali więcej błędów. Poza tym kapitalnymi interwencjami popisywał się Dominik Livaković, który na przestrzeni całego turnieju wyrósł na jedną z jego największych gwiazd - przynajmniej na swojej pozycji. Dwie godziny po odpadnięciu z mundialu Tite oficjalnie zrezygnował z funkcji selekcjonera. - Cykl się skończył, a ja zapowiadałem to półtora roku temu i dotrzymałem słowa. Nie możemy robić dramatu. Są inni wielcy profesjonaliści, którzy mogą mnie zastąpić - powiedział trener. Szkoleniowca emocjonalnie żegnali w mediach społecznościowych jego podopieczni. Najwięcej w Brazylii mówiło się o wpisie Neymara. "Znałem cię jako trenera i wiedziałem, że jesteś bardzo dobry, ale jako osoba jesteś świetny!" - zaznaczył gwiazdor PSG. Pomimo ogromnej sympatii i wsparcia ze strony zawodników, decyzja selekcjonera była nieodwołalna. Jego sześcioletnia kadencja (przejął kadrę w 2016 roku z rąk Dungi) dobiegła końca, a sam zainteresowany wrócił do ojczyzny. W Rio de Janeiro w sobotni poranek spotkała go przykra sytuacja. Jak donosi brazylijskie "O Globo", 61-latek został napadnięty o 6 rano podczas spaceru. Napastnik zerwał łańcuszek z jego szyi łańcuszek i głośno wyraził swoje niezadowolenie z postawy reprezentacji na mundialu w Katarze. Trenerowi, według brazylijskich mediów, nic się na szczęście nie stało. Brazylia czeka na szósty tytuł mistrzowski od 2002 roku. Najbliższą szansę na dołożenie kolejnej gwiazdki zespół będzie miał w 2026 roku w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Meksyku. Jakub Żelepień, Interia