Był taki dzień, gdy do Polski zawitali jednocześnie: Zinedine Zidane, David Beckham, Roberto Carlos, Ronaldo, Raul, Luis Figo czy Iker Casillas. Po to, by zmierzyć się z polską ekipą w eliminacjach Ligi Mistrzów. Było to prawie dwie dekady temu - w sierpniu 2004 roku Wisła Kraków mierzyła się w europejskich pucharach z Realem Madryt. Z perspektywy czasu jeszcze lepiej widać, jaki gwiazdozbiór przybył wtedy pod Wawel. - Takiej drużyny już nie będzie nigdy na świecie - wskazuje Radosław Majdan, który wówczas stał w bramce Wisły Kraków. - Dzisiejszy Manchester City czy nawet PSG z Neymarem, Leo Messim i Kylianem Mbappe to jeszcze nie jest to. Bo to jest tylko trzech takich gwiazdorów z - powiedzmy - pierwszej dziesiątki świata. A w 2004 roku Real takich "galaktycznych" piłkarzy miał niemal całą jedenastkę. To był złoty czas madryckiej drużyny, era "Zidanes i Pavones", czyli kulminacja wizji Florentino Pereza. Majdan stwierdza, że dziś zbudowanie takiej drużyny byłoby już nierealne ze względów finansowych: - Ceny tych topowych piłkarzy poszły tak w górę, że nikt już nigdy takiej ekipy nie stworzy. W ciągu ostatnich lat nieco częściej wspominano rywalizację Wisły Kraków z FC Barceloną, niż tę z "Królewskimi", bo krakowski zespół mierzył się z "Blaugraną" w dwumeczu aż dwukrotnie, w dodatku za każdym razem potrafił postraszyć utytułowanych rywali z Katalonii w meczach u siebie. - Zwycięstwo Wisły nad Barceloną w Krakowie miało dodatkowy wydźwięk. Jeszcze długo po tym meczu można było nawiązywać do tego, że Wisła była jedną z nielicznych drużyn, która pokonała Barcelonę w tamtym sezonie. Natomiast uważam, że lepszą personalnie ekipą był ten "nasz" Real, niż tamta Barcelona - ocenia Majdan. - Chodzi o piłkarskie indywidualności i stworzony z nich zespół. To byli "galacticos". Takiej drużyny już się pewnie nie doczekamy, bo trzeba by było wydać na nią nawet i kilka miliardów dolarów. "Pokonamy Real, wygramy mecz, Ligę Mistrzów będziemy mieć!" Latem 2004 roku Kraków żył tym dwumeczem z Realem. Przy okazji tego starcia kibicowskim hitem pod Wawelem była przyśpiewka "Pokonamy Real, wygramy mecz, Ligę Mistrzów będziemy mieć". Fani Wisły teoretycznie wiedzieli, że to mission impossible, ale i tak w kibicowskich sercach była irracjonalna wiara, że ten jeden raz uda się "wyciąć numer" gwiazdorom z Hiszpanii. - To samo dotyczyło piłkarzy. Pamiętam, kiedy dowiedzieliśmy się, że wylosowaliśmy Real Madryt, to każdy stwierdził: wow, będzie ciężko. Ale nie było w szatni rozmów tego typu, że ten mecz to tylko formalność, że jedziemy do Madrytu tylko po to by zagrać sobie na Santiago Bernabeu. Każdy z nas miał nadzieję, że być może zagramy taki jeden na sto meczów, w którym akurat wygramy z takim faworytem - wspomina Majdan. I dodaje: - Gdy przypominam sobie mecz w Krakowie, to długo było 0:0. To my mieliśmy początkowo sytuacje. Tam chyba Kalu Uche strzelał, Maciej Żurawski. Przy odrobinie szczęścia mogliśmy prowadzić nawet 2:0. Prawda jest też taka, że gdy takie gwiazdy przyjeżdżały na stary jeszcze stadion Wisły, to mogło być momentami im trudno o pełną koncentrację. Natomiast na wyjeździe "Królewscy" już nas po prostu zdeklasowali. Real - Wisła na Santiago Bernabeu. "Wyśmienita forma" Radosława Majdana doceniona Ostatecznie w Krakowie Wisła przegrała 0:2, a na wyjeździe - 1:3. - Dokładnie pamiętam ten mecz w Madrycie. Trybuny na Santiago Bernabeu były pełne, było 70 tys. ludzi. Fani "Królewskich" chcieli zobaczyć nowe transfery. Oczywiście eliminacje Ligi Mistrzów to było dla nich niecodzienne wydarzenie, bo byli przyzwyczajeni, że nie muszą rywalizować w eliminacjach - wskazuje Majdan. -Jakiś czas temu wrzucałem na Instagram skróty moich interwencji z tego spotkania. Kolega żartował, że to był dla mnie trening strzelecki. Do 30. minuty to był może jeszcze w miarę spokojny mecz, ale potem jak przyspieszyli, to mieliśmy olbrzymie problemy. Dlatego właśnie to głównie postawa Majdana w bramce została wówczas odnotowana przez hiszpańskie media po stronie pozytywów w polskiej drużynie. Również na oficjalnej stronie UEFA w relacji z tamtego meczu możemy przeczytać o "wspaniałych interwencjach" golkipera Wisły, który - jak podkreślano - był w "wyśmienitej formie". Zważywszy jednak, że Wisła straciła na wyjeździe pierwszą bramkę już w 3. minucie spotkania, trudno było o nawiązanie poważnej walki z "Galaktycznymi". - Jak trener Henryk Kasperczak napisał skład Realu na tablicy, to zastanawialiśmy się, gdzie znajdzie słabe punkty. Tam ciężko było doszukać się jakichkolwiek - przyznaje były wiślak. Można było uznać, że takim słabszym punktem będzie Francisco Pavon, ale okazało się, że to on właśnie strzelił Wiśle trzeciego gola w Madrycie. - Uczciwie trzeba było przyznać po tym dwumeczu, że nie mieliśmy kompletnie najmniejszych szans - podsumowuje Majdan. A przed i po meczu? Który z madryckich gwiazdorów najmniej zadzierał wówczas nosa i okazał się najbardziej "ludzki"? - Myślę, że Roberto Carlos, a także Ronaldo - jak to Brazylijczycy - mieli duży luz i poczucie humoru. Mirek Szymkowiak opowiadał, jak kończyliśmy trening i Mirek akurat wychodził, a Roberto Carlos odbijał sobie piłkę nieopodal. W pewnym momencie Brazylijczyk dla żartów założył Mirkowi siatkę, po czym się uśmiechnął i puścił oko. To było takie sympatyczne, nie chodziło o żadne upokorzenie rywala. To był taki sygnał: jutro się zmierzymy na boisku, zobaczymy, jak będzie. Mirek to też potraktował z przymrużeniem oka - wspomina Majdan. Czytaj także: Real chce postawić na nowego Zidane'a! Kandydatów aż trzech! Czy po tym, jak błysnął dobrą postawą w Madrycie Majdan mógł liczyć na jakąś ciekawą ofertę z zagranicy, która ostatecznie została "zablokowana"? - Mój menedżer dawał wówczas sygnały, że jakiś klub z Portugalii wykazywał zainteresowanie, ale nic ostatecznie z tego nie wyszło. Nie wracałem więc już do tego. Miałem już wówczas swoje lata, bo byłem 32-letnim bramkarzem. W moim przypadku ostatecznie ten dwumecz z Realem nic nie zmienił. Choć myślę, że zwłaszcza to starcie w Madrycie to był jeden z najlepszych meczów, jakie zagrałem w życiu. A że przeciwko najlepszym piłkarzom świata, to tym cenniejsze - przyznaje. Jednak - jak na polskie realia - to Wisła była wówczas naszym krajowym "galacticos". Pod Wawel ściągali najlepsi polscy piłkarze. - Teraz jest szybszy odpływ tych polskich zawodników z naszych klubów. Wtedy Bogusław Cupiał potrafił ustabilizować zespół. Choć później odszedł już Maciek Żurawski, a potem Tomek Frankowski. Ale długo ta drużyna Wisły w europejskich pucharach wyglądała dobrze. To była taka ekipa, jak reprezentacja Polski. Dużą przyjemnością było grać w takim zespole i mieć takiego trenera, jak Henryk Kasperczak - podkreśla Majdan. Wielki błąd w sprawie Henryka Kasperczaka Do dziś wielu uważa, że potężnym rozczarowaniem był fakt, że Kasperczak nigdy nie dostał szansy objęcia funkcji selekcjonera reprezentacji Polski. - Sam Michał Listkiewicz się do tego przyznał. Pamiętam, bo byłem na prezentacji jego książki. Jednym z jego największych błędów było to, że nie powierzył reprezentacji Henrykowi Kasperczakowi. Do dziś nie umiem zrozumieć, jak trener Kasperczak - taki szkoleniowiec, z takimi osiągnięciami, doceniany za granicą - nigdy nie prowadził reprezentacji Polski - wskazuje Majdan. - Może to jest właśnie problem, że my nie potrafimy trafić w dobry moment: albo ktoś jest selekcjonerem za późno, albo za wcześnie, albo nie zostaje nim ostatecznie wcale. Były wiślak do dziś jest pod wrażeniem warsztatu i stylu pracy ex-szkoleniowca Wisły. - Miałem wielu trenerów, w kraju i za granicą. Zdecydowanie jest to jeden z najlepszych, z jakim miałem kiedykolwiek do czynienia, o ile nie po prostu najlepszy. Miał wielki szacunek zawodników. Nikt nigdy nie podskoczył trenerowi Kasperczakowi, naprawdę. On nawet specjalnie nie musiał na nas krzyczeć. Swoim autorytetem, wizją piłki, tym, jakie miał treningi potrafił do nas dotrzeć. Wiedzieliśmy, że jest to szkoleniowiec o wielkich umiejętnościach i wyjątkowym charakterze. Potrafił w umiejętny sposób zarządzać potencjałem ludzkim. Nie naginał się specjalnie, ale też - gdy trzeba było - to nam umiał "odpuścić". Nie był małostkowy - zapewnia. I tłumaczy: - Pracował za granicą, to była duża wartość. Tak, jak polscy trenerzy czasem zwracali uwagę na jakieś bzdury, tak trener Kasperczak się na takich bzdurach nie koncentrował. Nie sprawdzał nas, czy na pewno jesteśmy w swoich pokojach itd. Traktował nas jak profesjonalistów. Nie wchodził w drużynowe dramy, jak to czasem się zdarza z różnymi trenerami. Miał za to u nas olbrzymi szacunek. Wisła Kraków i jej pech. Jak nie Barcelona, to Real Madryt Wisła z tamtych czasów miała wszystko, by osiągnąć sukces w Europie: drużynę budowaną za duże pieniądze, świetnego trenera i względną stabilizację. Jednak jej przekleństwem był pech w losowaniach, a także sam format eliminacji, który wówczas zdecydowanie nie rozpieszczał klubów z teoretycznie słabszych lig. - Los Wisłę wówczas ciągle "karał". Jak nie Barcelona, to Real - wzdycha Majdan. Podkreśla jednak po latach: - Bardzo miło wspominam tę rywalizację pucharową i cały mój pobyt w Krakowie. Jestem ze Szczecina, ale Wisła też ma miejsce w moim sercu, bo grałem tam w fantastycznej drużynie, właśnie w czasach Henia Kasperczaka. Atmosfera na trybunach też była taka, że bardzo miło zawsze będę to wspominał, za co jestem wdzięczny krakowskim kibicom. Z perspektywy, smutne jest jedynie to, że przez te blisko dwie dekady niewiele się w polskiej piłce klubowej zmieniło, jeśli chodzi o walkę o Ligę Mistrzów. Nie licząc pojedynczego sukcesu Legii Warszawa, faza grupowa tych rozgrywek wciąż pozostaje niedoścignionym marzeniem majaczącym tylko gdzieś na horyzoncie. - Problem jest taki, że piłkarze za szybko z polskich klubów wyjeżdżają. Nie ma cierpliwości. Albo inaczej: związane jest to z polityką finansową klubu. Jeżeli jakiś klub - tak jak teraz Lech Poznań - po sezonie zatrzyma swoich najlepszych zawodników, to już jest wielki sukces. A często mieliśmy tak, że po zdobyciu mistrzostwa polskie kluby już do samych europejskich pucharów przystępowały osłabione, pozbywały się czołowych graczy. Chodzi o to, by drużyna była wzmacniana przez np. trzy sezony z rzędu, a nie żeby do pół roku najlepsi piłkarze odchodzili. My obecnie pracujemy na sukces silniejszych lig. To jest odpowiedź, dlaczego jesteśmy tam, gdzie jesteśmy w konfrontacji pucharowej - uważa Majdan. Czytaj także: David Junca z Wisły Kraków już po debiucie. "Benzema? Nie podoba mi się to!"