Chinyama to jeden z najbardziej rozpoznawalnych piłkarzy z Afryki, którzy grali na polskich boiskach. Napastnika z Zimbabwe wysłał do Ekstraklasy, mieszkający i pracujący od lat w Harare, polski trener Wiesław Grabowski. Do Polski przyjechał zimą 2007 roku. Z miejsca zaczął strzelać bramki, najpierw dla Dyskobolii Grodzisk, a potem dla Legii. W jej barwach, w sezonie 2008/09, został razem z Pawłem Brożkiem z Wisły królem strzelców, zdobywając 19 bramek. Chciał go wtedy do siebie ściągnąć niemiecki Eintracht Frankfurt, ale do transferu nie doszło. Potem kariera silnego snajpera załamała się, a wszystko przez kontuzje. Chinyama wrócił do domu. Grał w miejscowym Dynamos Harare, a potem także w klubach z RPA. Wiosną tego roku, po pięciu latach, sensacyjnie wrócił jednak do Polski. Zaczął grać w znanej z zatrudniania czarnoskórych graczy LZS Piotrówka. Ćwiczył też pod okiem speca od przygotowania motorycznego Leszka Dyi. Teraz znowu jest w formie. - Świetnie się prezentuje, a co najważniejsze strzela bramkę za bramką. W ostatnim ligowym meczu ustrzelił swojego drugiego hat-tricka w tym sezonie - podkreśla Ireneusz Strychacz, prezes klubu z Piotrówki. Po trzy gole w meczu Chinyama zdobył w spotkaniach ze Startem Namysłów i w ostatnią sobotę z LZS Kup. Łącznie ma na swoim koncie dwanaście trafień. Czy to wystarczy w transferze zimą do jednego z klubów Ekstraklasy, o czym marzy? Okaże się za kilka miesięcy. Michał Zichlarz