Mecze w 1/4 finału Mistrzostw Narodów Afryki rozegrano w sobotę i niedzielę. Z czwórki par najciekawiej zapowiadało się starcie gospodarzy z DR Konga, która rozgrywaną od 2009 roku imprezę, jako jedyna, wygrywała dwukrotnie, pierwszą edycję i w 2016. Przed meczem na stadionie w Douali, gdzie na trybunach było sporo fanów wspierających lokalną reprezentację Kamerunu, nie obyło się bez zamieszania. Chodzi o zawirowania z testami na koronawirusa. Faworyzowana reprezentacja DR Konga już w fazie grupowej miała problemy z COVID-19, jej trener Florent Ibenge był w izolacji. To samo dotyczyło kilku graczy. Mimo to "Lamparty" pewnie wygrały swoją grupę. Przed ćwierćfinałowym meczem z "Nieposkromionymi Lwami" okazało się nagle, że aż 13 członków kongijskiej ekipy ma pozytywne wyniki na obecność SARS-CoV-2. Trzech piłkarzy było w izolacji w stolicy Jaunde, kolejnych sześciu w Douali. Do tego dochodził ponownie trener Ibenge i członkowie jego sztabu. Rozwścieczyło to oficjeli DR Konga, którzy wietrzyli spisek gospodarzy. Doszło do interwencji CAF czyli Afrykańskiej Konfederacji Piłkarskiej i kolejnych badań, które zredukowały liczbę 13 osób do ledwie... trzech, dwóch zawodników i fizjoterapeuty. Nie pozostało to bez wpływu na to, co działo się na stadionie w Douali... Koronawirus w akcji w Afryce Dodajmy, że sztuczki z koronawirusem stają się ostatnio nagminną sprawą w afrykańskim futbolu. Doświadczyła tego w listopadzie reprezentacja Gabonu, z jej kapitanem, liderem i jednym z najlepszych obecnie afrykańskich piłkarzy Pierre-Emerickiem Aubameyangiem. Na lotnisku w Bandżul przed eliminacyjnym meczem w Pucharze Narodów z Gambią, oficjeli, trenerów i piłkarzy Gabonu trzymano na lotnisku przez całą noc, tłumacząc wszystko względami bezpieczeństwa, czyli kwestią testów na SARS-CoV-2. Dopiero interwencja CAF sprawiła, że piłkarzy łaskawie wypuszczono z lotniska, kilka godzin przed meczem, który zresztą goście przegrali. Do podobnych skandali dochodziło też w eliminacjach afrykańskiej Ligi Mistrzów. Jedną z ofiar koronawirusa w tym sezonie padł znany przez starszych kibiców Norman Mapeza. To były obrońca Sokoła Pniewy, sezon 1993/94, który po ledwie roku grania na boiskach ekstraklasy za 0,5 mln dolarów przeniósł się potem do tureckiego Galatasaray. Był jednym z pierwszych graczy z Afryki, którzy z dobrej czy bardzo dobrej strony pokazali się na polskich boiskach. Teraz 48-letni Mapeza jest szkoleniowcem klubu FC Platinum. W fazie pucharowej eliminacji LM prowadzony przez niego zespół pokonał w pierwszym meczu Simba SC z Tanzanii 1-0. W rewanżu, na godzinę przed rozpoczęciem spotkania na stadionie w Dar es Salaam, okazało się, że kilku czołowych graczy ma pozytywne wyniki na obecność koronawirusa. Nie mogli wystąpić, a drużyna Mapezy przegrała 0-4 i nie dostała się do upragnionej fazy grupowej. "COVID-19 staje się kluczowym wyznacznikiem wyników w międzynarodowej piłce. Prawie każdy zespół w Afryce ma swoją opowieść o tym, jak to pandemia nagle uruchamia gremliny do pracy. Wielu twierdzi, że gospodarze ustawiają wyniki testów tak, aby wykluczyć kluczowych graczy w przeciwnych drużynach" - pisze południowoafrykańska gazeta "The Southern Times". Kamerun z DR Konga wygrał w Mistrzostwach Narodów Afryki 2-1. Czy pomogło w tym koronawirusowe zamieszanie w ekipie rywala? Z pewnością. Teraz już jednak wszyscy żyją półfinałowym meczem z Marokiem, triumfatorem ostatniego turnieju w 2018 roku. W drugiej środowej parze zagrają dwie lokalne reprezentacje z Afryki Zachodniej: Mail oraz Gwinea. Finał w niedzielę na stadionie w Jaunde. Oby bez nieczystych koronawirusowych zagrywek... Michał Zichlarz