Ogromna tragedia w Indonezji. Po meczu Arema FC z drużyną Persebaya FC doszło do zamieszek, w wyniku których życie straciło co najmniej 125 osób. To oficjalny bilans, lecz jak przekazał urząd zdrowia Malang, trudno jest oszacować liczbę ofiar i może ona wzrosnąć. A to m.in. dlatego, że na stadionie było wiele młodzieży i dzieci, które nie posługują się jeszcze żadnymi dokumentami. Głos po dramacie zabrał prezydent FIFA. "To mroczny dzień dla wszystkich zaangażowanych w piłkę nożną i niewyobrażalna tragedia. Składam najgłębsze kondolencje rodzinom i przyjaciołom ofiar, które straciły życie w wyniku tego tragicznego incydentu. Wszystkie myśli i modlitwy członków FIFA i całej światowej społeczności piłkarskiej są z ofiarami, tymi, którzy ucierpieli" - napisał w komunikacie Gianni Infantino. Oprócz złożenia kondolencji i zapewnień o modlitwach FIFA zażądała też raportu i wyjaśnień od indonezyjskiej federacji piłkarskiej. W tym celu wysłała do Indonezji swoich inspektorów, którzy przeprowadzą dochodzenie. Tymczasem w mediach pojawiają się relacje ludzi, którzy byli świadkami straszliwych wydarzeń. Nagrania z zajść w Malang przerażają. Amnesty nternational oskarża Trener drużyny Arema FC całkowicie zdruzgotany. "Gdybyśmy zremisowali, nie doszłoby do tego" Po tym, jak zespół Arema FC przegrał z drużyną Persebaya FC 2:3, rozwścieczeni kibice gospodarzy wbiegli na murawę. Sytuacja całkowicie wymknęła się spod kontroli. Policja użyła gazu łzawiącego, co doprowadziło do wybuchu paniki. Uciekający ludzie tratowali się i dusili się w oparach. Javier Roca, trener Aremy, nie może sobie wybaczyć, że prowadzona przez niego ekipa odniosła porażkę, co wpłynęło na nastroje znajdujących fanów. O tym, co dzieje się na stadionie, dowiedział się po konferencji prasowej. Opisuje widok, który ukazał się jego oczom. Dodał, że "żaden wynik meczu, nawet bardzo ważnego, nie jest wart tego, aby ktoś stracił życie". A na Instagramie napisał: "Jest mi przykro i składam kondolencje rodzinom ofiar". Z kolei na profilu w mediach społecznościowych prowadzonej przez niego drużyny opublikowano kilka zdjęć przedstawiających załamanych piłkarzy i członków sztabu. "Dziś zawodnicy, trenerzy i działacze rozsypali kwiaty na stadionie Kanjuruhan, odczuwając przy tym ogromny smutek. Arema FC to rodzina, czujemy głęboki smutek, niech ci, którzy odeszli, zajmą jak najlepsze miejsce u Jego boku, a pozostali dostaną hartu ducha i siły. Przechodzimy przez to razem" - czytamy. Relacje świadków tragedii na stadionie w Indonezji szokują. "Nie myśleli o kobietach i dzieciach" Swoimi przeżyciami podzielił się 22-letni Sam Gilang, który obserwował wydarzenia ze szczytu jednej z trybun. W rozmowie z agencją AFP przekonuje, że wszystko zdawało się w porządku, aż do momentu ostatniego gwizdka sędziego. Giland w tragedii na stadionie w Indonezji stracił trzech przyjaciół. "To było takie przerażające i szokujące. Ludzie się popychali. Wielu zostało zadeptanych w drodze do wyjść" - zrelacjonował. Część widzów, która uciekała ze stadionu, niosła ze sobą zwłoki. Według naocznych świadków ludzie rzucali w policję wszystkim, co tylko mieli pod ręką, na przykład kamieniami i butelkami. Poza tym przewracali radiowozy i podpalali je. Jednak zdaniem 43-letniej Doni, która również była świadkiem wydarzeń, całą sytuację sprowokowali funkcjonariusze. "Nic takiego się nie działo. Nie wiem, dlaczego nagle wystrzelili z gazem łzawiącym. To mnie zszokowało. Nie myśleli o kobietach i dzieciach" - powiedziała dla AFP. Liczba ofiar dramatycznie rośnie. To już jest trzecia tragedia w dziejach