W piątek na całym archipelagu brakowało już gadżetów dla kibiców. Jak poinformowała lokalna prasa, na żadnej z dziewięciu wysp Republiki Zielonego Przylądka nie można było kupić koszulki, szalika czy flagi tego kraju. - Zapotrzebowanie na akcesoria dla kibiców przerosło zdecydowanie podaż. Sympatycy "Błękitnych Rekinów", którzy nie nabyli żadnego z gadżetów, mają znikome szanse, aby zaopatrzyć się w nie, gdyż do soboty handlowcom nie uda się zaopatrzyć sklepów - poinformował Emilio Borges z tygodnika "Diaspora". W Praii, stolicy Republiki Zielonego Przylądka, najlepiej sprzedającymi się artykułami były flagi, szaliki, koszulki z napisem "Błękitne Rekiny", a także chusty damskie w narodowych barwach: niebiesko-biało-czerwonych. Akcesoriów dla fanów nie ma już nawet w chińskich sklepach licznie reprezentowanych w tej byłej portugalskiej kolonii. Z obserwacji miejscowych mediów wynika, że sprzedaż pamiątek zaczęła drastycznie rosnąć już po pierwszym meczu zespołu, w którym piłkarze z wysp zremisowali bezbramkowo z gospodarzem turnieju Republiką Południowej Afryki. Największa fala entuzjazmu opanowała archipelag po niedzielnym zwycięstwie nad Angolą (2-1), którym ekipa Wysp Zielonego Przylądka zapewniła sobie historyczny awans do ćwierćfinału PNA. Tegoroczny turniej jest pierwszą dużą imprezą sportową, w której biorą udział "Błękitne Rekiny". Przygotowania i wyjazd zespołu Republiki Zielonego Przylądka do RPA wymagał wsparcia obywateli, których datki pokryły około 70 proc. potrzebnego budżetu. Zamknął się on kwotą 130 tys. euro. Za awans do ćwierćfinału rząd tego wyspiarskiego kraju przeznaczył do podziału między piłkarzy i sztab szkoleniowy 45 tys. euro.