"Trener Wojciech Stawowy to fałszywy człowiek, mówi jedno, robi drugie. Napompował się jak balon, że jest świetnym szkoleniowcem, a tak naprawdę nic jeszcze nie osiągnął" - powiedział Świerczewski w "Przeglądzie Sportowym". "Nie mam tutaj nic do roboty, bo i tak nigdy bym nie wystąpił. Raz słyszysz, że jesteś dobry, że na ciebie liczy, potem okazuje się inaczej" - dodał "Świr". "Jestem fałszywy? Użyłbym raczej słowa sprawiedliwy. Od początku szczerze mówiłem, że Piotr ma zaległości treningowe i nie tak prędko dostanie szansę. Jego reakcję tłumaczę frustracją tym, że jego przygoda z Cracovią wyglądała inaczej niż się tego spodziewał" - ripostuje Stawowy. Świerczewski do Cracovii trafił pod koniec sierpnia, ale nie zagrał w niej ani jednego meczu, a tylko raz, podczas spotkania z Polonią Warszawa, zasiadł na ławce rezerwowych. "Fakty są takie, że Stawowy nie daje grać zawodnikom ściągniętym przez menedżera Albina Mikulskiego. Na ławce siedzą przecież Witold Wawrzyczek i Jacek Wiśniewski" - stwierdził 32-letni pomocnik. "Piotrek chyba zapomniał, że to ja, a nie Albin Mikulski go tutaj ściągnąłem. Chciałem go zobaczyć i przyjechał na obóz do Zakopanego. Potem przedstawiłem wnioski zarządowi klubu. Sugerowałem, żeby nie podpisywać umowy ze Świerczewskim. Nie był w formie, nie chciałem mu robić krzywdy. Tymczasem dwa dni później okazało się, że jest naszym zawodnikiem. Nie może mieć do mnie pretensji, bo nawet się ze mną nie skonsultował, czy widzę go w drużynie i na jakich zasadach. Przyszedł i chciał grać, a mieliśmy lepiej przygotowanych piłkarzy" - odpowiedział Stawowy. Szkoleniowiec Cracovii twierdzi, że ostatnio rozmawiał jednak z piłkarzem i namawiał go, żeby został, bo w końcu zagra. "Problem w tym, że w ostatnich dniach Piotrek zaczął niepoważnie traktować swoje obowiązki, więc nie pojechał do Katowic" - powiedział Stawowy. "Pretekstem było to, że spóźniłem się 30 sekund na zbiórkę przed treningiem. Kto szuka takiego pretekstu jest śmieszny" - odparł "Świr".