Paweł Puchalski: Nowe eliminacje, nowe nadzieje. Z jakimi oczekiwaniami przystąpią mołdawscy piłkarze do meczów z Anglią i Polską, którymi rozpoczniecie kwalifikacje do mistrzostw świata?Alexandru Suvorov: - Piłka nożna cieszy się w Mołdawii olbrzymią popularnością. Każdy mecz reprezentacji to święto, wielkie wydarzenie. Na stadionie Zimbru, gdzie zazwyczaj gramy, stawia się komplet 12 tysięcy kibiców, którzy żywiołowo nas wspierają. Oni, i piłkarze, i trenerzy, i władze federacji pragną sukcesów. Realia są jednak inne. Jesteśmy małym krajem i jeszcze wiele pracy przed nami. Potrafimy sprawić niespodziankę w jednym, dwóch spotkaniach, ale to za mało, by awansować do mistrzostw świata czy Europy.Jak przyjęto w Mołdawii losowanie eliminacji MŚ 2014, które skojarzyło was z Anglią, Ukrainą, Czarnogórą, Polską i San Marino?- Dla nas każda grupa jest trudna. Jesteśmy losowani z jednego z ostatnich koszyków, więc zawsze gramy z utytułowanymi rywalami. I nigdy nie jesteśmy faworytem, no może z wyjątkiem potyczek z San Marino, które pokonaliśmy w eliminacjach Euro 2012 dwa razy. Ale to były "obowiązkowe" zwycięstwa, a z innych rywali zdołaliśmy pokonać tylko Finów u siebie. Poza tym siedem porażek, choć np. z Holandią toczyliśmy dość wyrównane pojedynki i dwa razy było 0:1.W jakich warunkach gra i trenuje reprezentacja Mołdawii?- W bardzo dobrych. Federacja wybudowała pod Kiszyniowem ośrodek treningowy, z którego korzystają wszystkie drużyny narodowe. Tam zawsze odbywają się zgrupowania. Nie zmieniamy bazy, jak np. Polacy. Stadion Zimbru powstał w połowie pierwszej dekady 21. wieku. Jest typowo piłkarski, nowoczesny, z czterema trybunami pod dachem. Myślę, że nie mamy się czego wstydzić.Co jest największym atutem reprezentacji?- Zaangażowanie i determinacja. Bez tego nie możemy myśleć choćby o nawiązaniu walki z silniejszymi rywalami, bo umiejętnościami ustępujemy. Siła tkwi w zespole, waleczności i tym, że bardzo nam zależy. Występ reprezentacji to nie tylko święto dla kibiców, ale i piłkarzy.Z których większość gra za granicą...- Trudno się temu dziwić. Obecnie w lidze liczą się tylko dwa kluby - Szeriff Tyraspol i Dacia Kiszyniów. Nawet Zimbru, które przez lata dominowało, trochę ostatnio obniżyło loty. Młodzi, utalentowani piłkarze chętnie przyjmują propozycje z innych krajów, gdzie mogą się rozwijać i więcej zarobić.Ostatnio Szeriff zdecydowanie wyprzedza rywali i zgarnia kolejne trofea...- To naprawdę dobra drużyna. Myślę, że w Polsce walczyłaby w czołówce. I jako jedyna zapewnia poziom finansowy, który można porównać z waszą ekstraklasą.Trenerem kadry w tym roku został ponownie, po 15 latach przerwy, Ion Caras...- Porównałbym go z Orestem Lenczykiem. To szkoleniowiec starszego pokolenia, by nie powiedzieć starej daty. Z zasadami, nieraz kontrowersyjny, bardzo doświadczony. Władze federacje uznały, że eksperymenty z zagranicznymi szkoleniowcami, jak Rosjanin Dobrowolski czy Rumun Balint, nie przyniosły spodziewanych skutków i sięgnęły po Carasa.A kto jest liderem na boisku?- Kapitan Alexandru Epureanu. Od kilku lat gra w silnej lidze rosyjskiej. Jest najbardziej doświadczonym kadrowiczem, 47 meczów w reprezentacji. W zależności od potrzeb występuje jako defensywny pomocnik lub środkowy obrońca, choć ostatnio głównie na tej drugiej pozycji.Bo w środku pola króluje Alexandru Suvorov?- Bez przesady. Cieszę się jednak bardzo z każdego spotkania w drużynie narodowej. To zawsze wielkie wyróżnienie, a od czasu, gdy gram w Cracovii jeszcze z jeszcze większą przyjemnością przyjeżdżam na zgrupowania kadry.Który z 35 meczów w reprezentacji wspomina pan najlepiej?- Odpowiem dość tradycyjnie - mam nadzieję, że taki dopiero przede mną. Może z Anglią już w piątek, może z Polską.A który z tych dwóch ma większe znaczenie dla pana?- Chyba jednak z Anglią. To bardziej klasowy rywal, w dodatku gramy w Kiszynowie, przed swoimi kibicami. Na przyjazd do Wrocławia też się jednak bardzo cieszę. To też będzie ciekawe doświadczenie.