Strzelanina w meczu grupowego rywala Polaków. Tak pożegnali swoją legendę
Gdy pięć miesięcy temu Finowie pokonali w Helsinkach Polskę 2:1, ich szanse przynajmniej na grę w barażach o mundial 2026 były całkiem spore. A jesień dostarczyła fanom "Puchaczy" serię rozczarowań, kluczem był tu rewanż w Chorzowie, przegrany z Polską 1:3. I gdy nasi reprezentanci szykowali się do starcia na Malcie, kończącego fazę grupową, Finowie w marnych nastrojach przystępowali do starcia z... Andorą. I choć tego europejskiego słabeusza zdołali solidnie obić, żegnając przy okazji swoją legendę.

Po losowaniu grup eliminacyjnych do piłkarskiego mundialu w Helsinkach panował pewien optymizm - owszem, nieznanego jeszcze wtedy z nazwy ćwierćfinalistę Ligi Narodów - Hiszpanię lub Holandię - uważano za zdecydowanego faworyta, ale Polskę - już za drużynę na podobnym poziomie. Z kolei Litwę czy Maltę - jednak niżej.
Finowie wierzyli więc, że wiosną 2026 roku powalczą, naszym kosztem, o awans na amerykańskie mistrzostwa świata, a może powtórzą piękną historię z kwalifikacji EURO 2020.
Na to też wskazywały pierwsze mecze: wyjazdowa wygrana z Maltą, remis na Litwie, wreszcie - pokonanie 2:1 Polski, co ostatecznie zakończyło pracę Michała Probierza. Na letnie wakacje Finowie mogli rozjechać się w dobrych humorach.
Śladu po nich nie było już we wrześniu, wszystko ostatecznie pogrążyło się w czerni kilka dni temu.
Zwycięstwo na koniec roku, aż 4:0 z Andorą. Marne pocieszenie dla kibiców "Puchaczy"
Finlandia załatwiła bowiem sprawę na całej linii. Już porażka w Chorzowie z Polską 1:3 zmieniła sytuację, ale jeszcze zostawiła cień nadziei. "Puchaczom" udało się odwrócić wynik w starciu z Litwą, wygrali 2:1, ale od Holandii w Amsterdamie dostali już tęgie lanie (0:4). A klęska w piątek w meczu z Maltą, na swoim stadionie (0:1), ostatecznie odebrała im złudzenia. Zwłaszcza po remisie naszej kadry z Holandią.

Podczas gdy dzisiaj cztery pozostałe reprezentacje w grupie G kończyły zmagania, Finowie rozgrywali swoje towarzyskie spotkanie z Andorą. Zespołem słabym, który z ośmiu spotkań w tych eliminacjach siedem przegrał, a jedno zremisował (bramki: 3:16).
I pewnie każdy z fanów "Huuhkajat" chciałby o tym meczu szybko zapomnieć, gdyby nie jeden fakt. Z kadrą oficjalnie żegnał się Teemu Pukki - mając za Bałtykiem status taki, jaki u nas ma Robert Lewandowski. Dziś zagrał po raz 133. w kadrze, więcej razy kraj reprezentował tylko Jari Litmanen (137). I zdobył 43 bramki - najwięcej w historii.
Ten swój ostatni mecz zakończył z przytupem, w pierwszej połowie zdobył bramkę, którą po meczu nazwał "najbrzydszą w karierze". Został pchnięty w polu karnym, piłka odbiła się od jego klatki piersiowej, później zaś ramienia. I wpadła.
W drugiej połowie popisał się asystą przy trafieniu Niklasa Pyyhtii, a cztery minuty później został zmieniony. Finlandia rozgromiła Andorę 4:0, grając głównie rezerwowym składem. Wynik ustalił w doliczonym czasie Leo Walta. Druga połowa toczyła się zaś przy... padającym śniegu.










