Lech dominował niemal przez całe spotkanie, ale szczególnie w pierwszych 30 minutach jego przewaga była dość wyraźna. - Wiedzieliśmy, że Górnik mocno siada na rywalu w pierwszych minutach. A jeśli się to wytrzyma, to później będzie dobrze - mówił pomocnik Lecha Jacek Kiełb. Poznaniacy dobrze radzili sobie w środku pola - aktywnego Semira Stilicia świetnie wspomagali Ivan Djurdjević i Siergiej Kriwiec. - Rywale zostawili mi dużo miejsca? Nie zgodzę się z tym. Górnik od początku grał agresywnie, ale nie radził sobie z naszą szybką grą w środku. Gdy Ivan czy Siergiej grają tak jak w pierwszej połowie, to i mi jest łatwiej - mówił Bośniak, dla którego mecz omal nie zakończył się już w czwartej minucie. Wtedy piłkarz leżał bowiem na boisku i mimo pomocy lekarzy wydawało się, że już z niego sam nie wstanie. - Skręciłem kolano, myślałem, że nie będę mógł grać dalej. Pobolało z pół minuty, później przestało - dodał Bośniak. - Byłem zaskoczony grą Górnika, myślałem, że zagrają tak jak w Krakowie: agresywnie, wysoko i ofensywnie. Wtedy wygrali zasłużenie, z nami nie mieli za wiele do powiedzenia - stwierdził z kolei obrońca Hubert Wołąkiewicz. Dlaczego zabrzanom nie udało się powtórzyć scenariusza z Krakowa? - Bo wysoki pressing, którym chcieliśmy grać, zupełnie nam nie wychodził. Lech sobie z tym świetnie radził - przyznał Michał Pazdan. Poznaniacy po meczu poszli podziękować kibicom, którzy starali się ich dopingować spoza stadionu. - W szatni powiedzieliśmy sobie, że gramy dla nich. Przy takich pustych trybunach gra się ciężko, dobrze, że wygraliśmy, bo wciąż liczymy się w walce o puchary - ocenił Stilić. Teraz jednak Lecha czeka wyjazdowy mecz z Wisłą Kraków, która jest liderem, ale ostatnio nie błyszczy. Poznaniakom w ostatnich latach przy Reymonta grało się dość dobrze, nie przegrywali. - Jedziemy po punkty. Jak ktoś w to wierzy, niech nawet nie wsiada do autobusu - zakończył Jacek Kiełb.