Stefan Żywotko urodził się we Lwowie 9 stycznia 1920 roku. To na Kresach kopał piłkę, a jednym z jego boiskowych kolegów był nie kto inny, jak młodszy o niewiele ponad rok sam Kazimierz Górski. Po wojnie ich drogi kilka razy się krzyżowały. W 1976 roku, po igrzyskach w Montrealu, mieli razem lecieć do pracy w Kuwejcie, ale wyjazd zablokowały sportowe władze. Powód? Tylko srebrny medal na Olimpiadzie... 14 lat w jednym klubie! Po wojnie Żywotko osiadł w Szczecinie, gdzie mieszka do dziś. Do Ekstraklasy wprowadzał w latach 60. Arkonię i Pogoń Szczecin, a w połowie lat 70. Arkę Gdynia. Z Pogonią pracował przez 4,5 roku, co do dziś jest rekordem "portowego" klubu. Potem miał być wspomniany Kuwejt, ale nic z tego nie wyszło. W tej sytuacji, przed Wigilią 1977 roku nadarzyła się okazja wyjazdu do Algierii. Tamtejsze władze piłkarskie szeroko otworzyły się na zagranicznych trenerów, a jako że Polacy byli wtedy w cenie, to kilku z nich pracowało właśnie tam. Jednym z nich był Żywotko. Trafił do klubu z miejscowości Tizi Ouzou, niewiele ponad 100 kilometrów od Algieru. Tamtejszy klub Kabylów, wtedy nosił nazwę JE Tizi-Ouzou, teraz JS Kabylie, miał swoje wielkie ambicje. Polak miał pomóc w ich zrealizowaniu. W trenerskiej pracy nie miejscu współpracował razem z miejscowym szkoleniowcem Mahieddine Khalefem. Żywotko miał tam zostać na dwa, trzy lata, a spędził... długich 14 lat! Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź! Jego okres pracy w JSK to niekończące się pasmo sukcesów, kolejne tytuły mistrza kraju, w sumie siedem, do tego raz Puchar Algierii, ale przede wszystkim sukcesy w kontynentalnej rywalizacji. W 1981 roku w finale African Champions Cup łatwo rozprawiono się z zairskim AS Vita Club (4-0, 1-0). Niespełna dekadę później rywalem "Kanarków", bo tak woła się na klub dumnych Kabylów, rdzennych mieszańców Algierii, nie było już tak łatwo. W pierwszej rundzie szybko odprawiono z kwitkiem ASKO Kara z Togo (6-0 i 4-0). Kolejnym przeciwnikiem był kongijski Etoile du Congo (2-2 i 2-0). W ćwierćfinale przyszła wygrana z AFC Leopards z Kenii (1-2, 3-0), a w półfinale zażarta walka z Asante Kotoko z Ghany (0-1, 2-0). W końcu dwa mecze finałowe z zambijskim Nkana Red Devils. Prezydent rozpoczął mecz Pierwszy decydujący mecz rozegrano na liczącym ponad 100 tys. miejsc (w tamtym czasie) Stadionie 5 lipca w Algierze. Po trafieniu obrońcy Mourada Rahmouniego z karnego na początku drugiej połowy, skończyło się na wyniku 1-0. Było to 30 listopada 1990 r. Rewanż rozegrano w Lusace 22 grudnia. Na meczu na Stadionie Niepodległości nie mogło zabraknąć wielkiego fana futbolu, wieloletnie prezydenta Zambii Kennetha Kaundy. Jak mówił mi Stefan Żywotko, symbolicznym kopnięciem rządzący krajem polityk rozpoczął nawet spotkanie! Z przygotowywanej przez Instytut Pamięci Narodowej do druku książki "Stefan Żywotko. Ze Lwowa po mistrzostwo Afryki": "Mecz miał zażarty przebieg. Miejscowymi na ławce dowodził Moses Simwala, legenda piłki w Zambii, wieloletni selekcjoner reprezentacji, który na koncie ma osiem tytułów mistrza swojego kraju. Gospodarze odrobili straty w końcówce po trafieniu z karnego Amosa Bwalya. Dogrywka nie przesądziła niczego, więc o wszystkim decydowały jedenastki. - To była prawdziwa bitwa. Do końca ważyło się, kto wygra i zdobędzie puchar. Były nerwy i niepewność. My na szczęście w bramce mieliśmy doświadczonego Amarę, który znał swój fach - zaznacza Żywotko. Ostatecznie to JSK triumfowało wygrywając serię karnych 5-3! Decydującego gola zdobył Medane. W ogólnym rozgardiaszu, puchar nad głową wzniósł jako pierwszy Abdelhamid Sadmi. Ten doświadczony wtedy obrońca, który pamiętał jeszcze czasy triumfu w 1981, pełnił wtedy funkcję kapitana. - Po finale byliśmy na uroczystej kolacji u prezydenta Kaundy, który okazał się bardzo sympatyczną i przyjazną osobą. Sypał anegdotami, z wszystkimi rozmawiał. To był takim mądry prezydent wybrany z ludu - zachwala Żywotko. Potem nastąpił triumfalny powrót do domu. - To był prawdziwy cyrk. Najpierw trzeba się było dostać z lotniska do miasta. Nie szło przejechać, bo pełno samochodów. Potem z Algieru do Tizi Ouzou jechaliśmy sześć godzin. Morze ludzi wyszło na ulice, morze głów żeby nas powitać. W nagrodę za triumf mieliśmy dostać nowy autobus, ale wybuchła wojna i nic z tego nie wyszło - opowiada ówczesny trener JSK". Pasmo sukcesów Z powodu wybuchu wojny domowej w Algierii, trener Żywotko wrócił do Polski. Do "swojego" klubu poleciał jeszcze raz w czerwcu 2003 roku. Był tam przyjmowany po królewsku. Do dziś go tam świetnie pamiętają. Kilka lat temu, kiedy drużynie nie szło chciano, żeby ponownie przyjechał wszystko ratować! Jest żywą legendą JSK, najbardziej utytułowanego klubu w algierskiej piłce. To że tak jest, to duża zasługa szkoleniowca z Kresów, który jest najbardziej utytułowanym polskim trenerem, jeśli chodzi o klubową pracę w zagranicznym klubie. Na koncie ma dwa klubowe mistrzostwa Czarnego Lądu, Superpuchar Afryki, siedem mistrzostw Algierii i puchar tego kraju! Michał Zichlarz