Maciej Słomiński, Interia: 37 lat temu, 19 czerwca 1983 roku Gwardia Warszawa przegrała 0-1 z Cracovią i na zawsze opuściła szeregi Ekstraklasy. Czy była choć jedna osoba, która płakała po tym klubie? Stefan Szczepłek, dziennikarz "Rzeczpospolitej": - Na mecze milicyjnego klubu chodził mało kto, poza mundurowymi w cywilu i ich rodzinami. Kiedyś by podnieść frekwencję władze klubu wpadły na pomysł, by na trybunach posadzić przebranych w normalne ciuchy więźniów. Aresztanci, gdy już rozsiedli się na stadionie zaczęli dopingować...rywali Gwardii! Więcej tego numeru nie powtórzono. Ale był czas, że na Racławicką chodziło się z przyjemnością. - Na początku lat 80. XX wieku, gdy atak Gwardii grał w składzie: Dariusz Dziekanowski - Marek Banaszkiewicz - Krzysztof Baran przychodziliśmy popatrzeć jak pięknie strzelają. To był czas "Solidarności", poczuliśmy trochę wolności, zaraz zaczął się stan wojenny. W tygodniu biliśmy się z ZOMO na manifestacjach niepodległościowych, a w weekend siedzieliśmy obok nich na stadionie Gwardii. Nie tylko dziennikarzom podobała się gra tamtej drużyny. - Moim rówieśnikiem był śp. Lech Kaczyński. Gdy był prezydentem i wręczał ostatni z orderów Kazimierzowi Górskiemu, poszliśmy na nieoficjalną część uroczystości do sali obok. Przedstawiliśmy się sobie więc pytam: - Komu pan, panie prezydencie jako rodowity warszawiak kibicuje? Legii czy Polonii? A on wziął mnie za łokieć, sprawdził czy nikt nie słucha, przyłożył dłoń do ust i wyszeptał: Gwardii. Jak to możliwe? Nikt normalny w Warszawie nie kibicuje Gwardii! On mieszkał blisko stadionu i faktycznie były okresy, gdy oni bardzo ładnie grali. Czasy Dziekanowskiego, czy w latach 50. gdy Gwardia była nazywana "Harpagonami" (zupełnie nie wiadomo dlaczego?), w jej barwach grali Krzysztof Baszkiewicz i Stanisław Hachorek. Świetni piłkarze, na nich Warszawa przychodziła, zapominając na chwilę dla jakiego klubu grają. Trudno oddzielić pochodzenie klubu od jego poziomu sportowego, ale był szacunek dla zawodników Gwardii. Gwardia to nie tylko piłkarze. Jako klub milicyjny miał sekcje siłowe - judo, boks itd. - Potężny klub, który wychował paru mistrzów olimpijskich. Gwardia miała bokserów: Jerzego Kuleja, ostatniego mistrza olimpijskiego, Jerzego Rybickiego, Tadeusza Walaska, braci Skrzeczów. Do Warszawy po naukę przyjechał Wołodymyr Kliczko. Jego trenerem był Paweł Skrzecz, nie dość że Kliczko trenował w słynnej Hali Gwardii, to w jej barwach stoczył ze trzy pojedynki. Gwardia stała też lekką atletyką. Władysław Komar, Grażyna Rabsztyn, Teresa Sukniewicz, Jan Werner - świetny czterystumetrowiec. Gwardia Warszawa była pierwszym polskim klubem, który zagrał w europejskich pucharach. - W 1955 roku, Chelsea była ponad to i nie przyjęła zaproszenia do rozgrywek od UEFA - jak to Anglicy, nosy zadarte. Brakowało drużyny do pary i unia piłkarska pod presją czasu zwróciła się do Polski. U nas wciąż grało się systemem wiosna-jesień. W 1954 roku mistrzem była Polonia Bytom, Gwardia finiszowała czwarta. Legia była siódma, ale PZPN otrzymawszy cynk z UEFA zgłosił się do niej. Legii nie pasowały terminy, nie było jeszcze wiadomo, co to za turniej, te puchary. Zagrała Gwardia, ale rozgrywała mecze na stadionie Legii. To paradoks, że z tak możnym protektorem jak MSW, Gwardia, która powstała w roku 1948, dopiero w latach 60. dostała własny obiekt. Pamiętam taką piosenkę ze stadionu - "Gwardia Warszawa to nie jest polski klub, to milicyjny klub i za to kij im w dziób!". - Wiele Gwardii powstało na ziemiach odzyskanych. Gwardia Koszalin, Gwardia Szczytno, Gwardia Wrocław. Nigdzie te milicyjne kluby nie zyskały popularności. Wisła Kraków miała pecha dostać się pod te skrzydła, ale miała przedwojenne tradycje, dlatego nie straciła sympatii kibiców. Na marginesie, początkowo klubem milicyjnym miała być Cracovia.