Marzę o reprezentacji! Wojciech Stawowy to bez wątpienia jeden z najbardziej utalentowanych polskich trenerów. Wcześniej przywracał blask Cracovii Kraków, teraz pracuje na chwałę Arki Gdynia. Trudna sytuacja w klubie jednak nie przeraża sympatycznego szkoleniowca. Stawowy nie uchyla się od niewygodnych pytań o przyszłość Arki, odnosi się do plotek o ewentualnym zatrudnieniu w Legii Warszawa, wnikliwie analizuje grę swych obecnych podopiecznych i komentuje poczynania reprezentacji Polski. To wszystko specjalnie dla Czytelników "Tylko Piłki". - O Arce ostatnimi czasy mówi się albo bardzo dobrze, albo bardzo źle. Do cieplejszych słów przejdziemy za chwilę, zacznijmy od zagadnień trudnych. Jak wygląda życie w klubie po tych wszystkich aresztowaniach? Co z atmosferą, w jaki sposób przeżywają te chwile piłkarze? - Kiedy tylko dowiedzieliśmy się o tej przykrej sytuacji, siedliśmy z piłkarzami i szczerze porozmawialiśmy. Zaraz potem uciąłem ten temat, ponieważ cała ta otoczka nie pozwalała się skupić. A przecież piłkarze potrzebują spokoju, koncentracji na swej pracy. My już nic teraz nie możemy zmienić, postępowanie biegnie swoim tokiem. Jedyna możliwość, by nieco poprawić wizerunek klubu, aby coś pozytywnego dla niego zrobić, to godne reprezentowanie Arki. My - trenerzy i piłkarze możemy dobrze przygotować się do rozgrywek, sumiennie trenować, wykonywać dokładnie całą pracę i dawać radość naszym kibicom. Cieszę się jednak, że ten nieuczciwy proceder znajduje prokuratorski finał. Bezwzględnie należy oczyszczać polską piłkę z takich zachowań i postaw. Na całe szczęście, w Arce udało się teraz wytworzyć dobrą atmosferę, zawodnicy doskonale wiedzą, że pracują na swoje nazwisko, na swoją przyszłość. Ale do dobrej gry potrzebna jest spokojna głowa, wolna od problemów. Obecni szefowie klubu nie pozwalają nam martwić się problemami pozasportowymi ani sprawami organizacyjnymi. - Czy przed podpisaniem kontraktu nie docierały do pana informacje o działaniach korupcyjnych w Arce? Przecież środowisko piłkarskie rozprawiało od dawna o podejrzanych meczach w drugiej lidze. - Absolutnie, nie miałem takich sygnałów! Gdyby tylko jakiekolwiek informacje podobnej treści do mnie dotarły, na pewno nie pracowałbym w tym klubie. Nie popieram, ba - nie toleruję nieuczciwości, nie potrafiłbym postępować wbrew własnemu sumieniu. Nie można oszukiwać kibiców, piłkarzy, samego siebie. Jeśli robił tak ktoś inny, to trudno mi się do tego odnosić. Dla mnie satysfakcja płynie z pracy, sukcesów, ale odniesionych w sportowej rywalizacji, a nie, kiedy rezultat został ustalony już przed pierwszym gwizdkiem. Mnie praca szkoleniowa musi sprawiać przyjemność. - Zaistniała okazja już po aresztowaniu spotkać byłego prezesa, Jacka Milewskiego? - Zaraz po tych wydarzeniach nie miałem z panem Milewskim żadnego kontaktu. Ale był na ostatnim meczu z Pogonią Szczecin, znajduje się już poza aresztem. Zamieniliśmy kilka zdań, ale nie rozmawialiśmy dokładnie o przebiegu ostatnich tygodni. Pewnie na to przyjdzie jeszcze czas. Jacek Milewski ma postawione zarzuty, lecz - jak na razie - nic nie zostało udowodnione. W Polsce obowiązuje domniemanie niewinności, więc zanim nie zapadły prawomocne wyroki, nie będę wyrażał własnych osądów. W ten sposób można kogoś bardzo łatwo skrzywdzić, a tego bym nie chciał. Wolę pamiętać pana Milewskiego jako człowieka niezwykle prężnego, mającego pomysł na działalność klubu. Zobaczymy, jak sytuacja się rozwinie, ale na razie wstrzymajmy się z osądami.