Poleciał po konkretnych nazwiskach, klubach i meczach. Nie oszczędził także siebie. Obraz polskiej piłki po wywiadzie prezesa GKS Katowice Piotra Dziurowicza dla "Gazety Wyborczej" jawi się nam jako kompletnie zdegenerowany. Co gorsza, mam niejasne przeczucie, że choć wszyscy przez niego wymienieni z nazwisk zarzekają się, że są niewinni, to opinia publiczna swoje zdanie na ten temat ma już dokładnie wyrobione. Zresztą komentarze na forach internetowych nie zostawiają w tej materii cienia wątpliwości. Najgorsze, że już słyszymy z ust m. in. Jana Tomaszewskiego o wprowadzeniu "opcji zerowej", czyli oddzieleniu wszystkiego co złe grubą kreską. Już raz grubą kreskę urządziliśmy sobie i zdaje się, że czkawką odbija nam się do teraz... Czy w tak ubabranej polskiej piłce jest w ogóle sens wyrokowania co wydarzy się w najbliższej i następnych kolejkach? Większość uważa dzisiaj, że to bez sensu. Cóż, nie sposób wszystkim krytykom odmówić racji, ale mimo wszystko spróbujmy wrócić na boisko... A na nim hit 3. kolejki, jakim bez dwóch zdań jest starcie pretendenta z mistrzem, czyli Dyskobolii z Wisłą Krak"w. Gospodarze muszą bać się tego meczu, bo statystyka potyczek obu drużyn w Grodzisku Wielkopolskim jest dla nich fatalna. W sześciu starciach raz wygrali, potem już tylko przegrywając (bramki 7-17 też chluby wicemistrzom nie przynoszą). Co ciekawe, na tym stadionie obie drużyny nigdy nie notowały między sobą remisu. I operując nomenklaturą ostatnich dni, tygodni i miesięcy jakoś nam się wydaje, że znów się "nie ułożą". Być może jednak do rangi głównego wydarzenia weekendu wyrasta nie mecz, a... piłkarz. Oto "nafciarz" z Płocka - Dariusz Gęsior - ma za sobą 399 występ"w polskiej ekstraklasie, a to oznacza, że jeśli nie przytrafi mu się nic złego (odpukujemy w niemalowane), to w Poznaniu (6 sierpnia, sobota) zaliczy "okrągły" - 400. występ w I lidze! Aby tak się stało wystarczy mu zagrać choćby minutę przeciwko Lechowi. Pan Darek ma niespełna 36 lat (rodowity chorzowianin urodzony 9 października 1969 roku). Rzemiosła uczył się w tamtejszym Ruchu. Zadebiutował w sezonie 1987/88 jeszcze w II lidze, a rok później wywalczył z tym klubem mistrzostwo Polski (wystąpił w 19 meczach, strzelił jednego gola). W kolejnych sześciu sezonach dla pierwszoligowego Ruchu wystąpił w 143 spotkaniach, pokonując bramkarzy 22 razy. Sezon 1995/96 to Gęsiora i Ruchu banicja w II lidze, okraszona jednak wywalczeniem Pucharu Polski! Po powrocie do ekstraklasy rozegrał swój ostatni sezon (tylko rundę jesienną) w barwach "niebieskich", występując w 16 meczach (kolejne 4 gole). Wiosną sezonu 1996/97 biegał już w 15 meczach dla Widzewa Łódź (15 mecz"w i 1 gol). Jego jedyna bramka była arcyważna, ponieważ uzyskana na 2-2 w słynnym meczu z Legią przy Łazienkowskiej, gdy łodzianie zwyciężyli ostatecznie 3-2 i wywalczyli mistrzostwo kraju! Gdybyśmy zapytali piłkarza o najważniejszego gola w karierze, tego z pewnością wymieniłby w pierwszej kolejności. Kolejne trzy sezony nieprzerwanie grał właśnie w Widzewie (88 spotkań, 17 bramek). Następne półtora sezonu (2000/01 i niecałą jesień 2001/02) zasłużył się dla szczecińskiej Pogoni (33 mecze, 5 trafień). Rozgrywki dokończył we wronieckiej Amice, którą reprezentował do końca sezonu 2002/03 (w sumie 37 mecz"w i 5 goli). I w ten sposób dotarliśmy do rozgrywek 2003/04, gdy Gęsior przyjechał do Płocka. Gra tam do dzisiaj. W tym klubie dołożył jeszcze 48 ligowych mecz"w (12 goli), które przed meczem w sobotę z Lechem dają mu 399 spotkań w ekstraklasie okraszonych 67 golami. Zapominając na chwilę o klimacie wokół naszej piłki panu Darkowi życzymy "okrągłego" meczu przeciwko poznaniakom i przynajmniej 68 bramki. Bo Gęsior to niezwykły w naszym futbolu piłkarz pod jeszcze jednym względem. Jako jedyny w całej polskiej historii strzelał gole w europejskich pucharach dla czterech różnych klub"w (Ruchu, Widzewa, Amiki i Wisły Płock). W rodzimej historii pod tym względem próżno szukać podobnego przypadku... Gdy Gęsior będzie miał okazję cieszyć się z indywidualnego jubileuszu - na zbiorowy ma szansę beniaminek z Bełchatowa. Tylko że może on być nieprzyjemny, bo jeżeli GKS polegnie w domu z Legią - uczyni to na poziomie naszej ekstraklasy po raz 50. Kuras i jego podopieczni mają jednak nadzieję, że Legia znów rozczaruje. Realnie jest to możliwe, ale statystycznie już nie, bo dotychczasowe trzy wizyty stołecznych zawsze kończyły się ich wygranymi. Tylko Piłka/Dariusz Król