Bramki strzelone z rzutów wolnych przez Mariusza Lewandowskiego (po prawdzie stało się to w następstwie stałego fragmentu gry) oraz Sebastiana Milę w ostatnim ubiegłorocznym spotkaniu reprezentacji (z Estonią), skłoniły nas do refleksji na temat historii bramek zdobywanych przez biało-czerwonych z tzw. stojącej piłki. Prawdę powiedziawszy, jak mawia red. Andrzej Gowarzewski, dla naszej kadry termin rzut karny, wolny lub rożny posiada wymiar prawdziwie historyczny. Wszak premierowy gol zdobyty w oficjalnych zmaganiach naszych "orłów" strzelony został właśnie z "jedenastki". Klotz do historii Uczynił to napastnik krakowskiej Jutrzenki Józef Klotz, w 1922 roku podczas trzeciego z kolei oficjalnego meczu - ze Szwecją w Sztokholmie. Na kolejny przypadek skutecznego uderzenia ze stojącej piłki, ale teraz z rzutu wolnego, trzeba było czekać ponad rok - do meczu numer 8 w Helsinkach z Finlandią. Przy tej okazji przypominamy skrzydłowego "Czarnych Koszul" Juliusza Millera. Po raz wtóry (dwa lata później) w stolicy Szwecji podobnym kunsztem błysnął Leon Sperling z Cracovii. Pierwszym wielkim "artystą" w dziedzinie rzutów wolnych i karnych był obdarzony prawdopodobnie najsilniejszym w międzywojennym dwudziestoleciu strzałem napastnik lwowskiej Hasmonei - Zygmunt Steuerman. Szkoda, że niewiele grał w biało-czerwonej koszulce i nie zdążył zużyć niesamowitego "arsenału" w tym względzie. O mocy jego kopnięcia przekonał się m.in. goszczący na stadionie WP w 1928 roku bramkarz USA Cooper, który o mało nie stracił ręki po rzucie karnym "Zygmusia". Niemal tak samo silnie przymierzał prawy obrońca Legii, słynny "Antał", czyli Henryk Martyna - najskuteczniejszy w kadrze wykonawca wolnych i karnych przed wojną. Legionista rozpoczął swój serial bombą nie do obrony w Amatorskim Pucharze Środkowej Europy przeciw Austrii. W tych samych (nieoficjalnych) rozgrywkach w roli wykonawcy karnego (nieskutecznego) i wolnego (z dobrym skutkiem) zaprezentował się Karol Kossok, który później do stojącej piłki już nie podchodził. Przeciwnie Martyna, który praktycznie do końca swoich dni stawał oko w oko z bramkarzem rywali, bądź przed murem rywali. Na pocisk "Antała" nie znalazł skutecznego lekarstwa Planicka w eliminacyjnym boju do MŚ 34 w Warszawie, a Rumun Burdan kapitulował w podobnej sytuacji aż dwukrotnie (rekord). Wcześniej, bo w 1931 roku, Martynie udało się zaskoczyć z wolnego reprezentanta Jugosławii Spasicia. Po wybraniu przez legionistę "amerykańskiej drogi" (w znacznym stopniu zaważyło to na jego dalszej karierze) najlepszym kandydatem do sukcesji wykonawcy "stałych" wydawał się Teodor Peterek, zwany "Mietlorzem". Podobno w Ruchu w sparingach i meczach wykonywał karne stojąc tyłem do... bramki! Fakt faktem, że Peterkowi, jako reprezentantowi kraju, powiodły się dwa karne trafienia: najpierw zwiódł Łotysza Lazdinsa i przypieczętował zwycięstwo Polski 6-2, a następnie pokonał słynnego Glazera, co tylko umniejszyło naszą klęskę 3-9. Kiedy po IO 1936 roku w Berlinie, w najsłynniejszym (do 1974 roku) pojedynku polskiego futbolu z Brazylią w Strasburgu w MŚ 38, golkiper Batatoes powalił w obrębie pola karnego "Eziego" Wilimowskiego, a wykonawstwa podjął się poznaniak Fryderyk Scherfke. Z powodzeniem, bo Brazylijczyk rzucił się w przeciwnym kierunku. Ostatni przed hitlerowską nawałą (27 sierpnia 1939 roku) wyróżnił się, pieczętujący wiktorię nad Węgrami AKS-iak Leonard Piątek, któremu co prawda nie udało się zmylić Sziklaya, ale Madziar nie zdążył ze skuteczną interwencją do prawego narożnika. 4 lata po wojnie... Powojenne "story" związane z bramkami zdobywanymi w wyniku przewinień rywali ma swój początek dopiero w 1949 roku. Nawiasem mówiąc trochę pechowy, bowiem pojedynek z Rumunem Borosem przegrywa pierwszy raz w oficjalnym meczu kadry (wcześniej w amatorskiej grze Polski i Węgier na listę "nieudaczników" wpisał się Kossok) najbardziej "niechlujny" egzekutor jedenastek w historii reprezentacji Czesław (Gerard) Suszczyk. Aż trzykrotnie zabierał się do strzelania z 11 metrów. Za każdym razem bez skutku. Piłka albo nie chciała wpaść do bramki, albo przechodziła obok słupka (z Danią w 1949 na stadionie WP). 7 lat później w premierze stołecznego obiektu X-lecia z Norwegią (5-3) uderzenie złapał bramkarz rywali. To pudło chorzowskiego pomocnika dało kres fatalnej serii czterech zmarnowanych karnych, zapoczątkowanej w 1949. W tzw. międzyczasie pudło zanotował "Messu" Gracz, dla którego bramka Vaclava Moracka okazała się zbyt wąska (1950 rok - Warszawa). Również przeciwko Czechom nową powojenną listę otworzył wiślak Zdzisław Mordarski, wyrównując na 1-1. Pohl - rekordzista Ten sam czas i miejsce, tj. nieistniejący już jako stadion obiekt X-lecia, a także inauguracyjny na nim występ ekipy biało-czerwonych dał początek wyczynom Ernesta Pohla - rekordzisty pod względem bramek strzelonych ze stałych fragmentów w dziejach narodowego teamu. Na stadionie X-lecia najczęściej w historii gier reprezentacji wykonywano rzuty karne - 6 razy (jedno pudło). Dodatkowo padały bramki również z rzutów wolnych. Jak karny, to tylko w Warszawie, jak strzelec - tylko Ernest Pohl - taka teza jest absolutnie uprawniona. Faktycznie, top-snajper zanotował imponującą serię sześciu "jedenastek" bez pudła, a przy okazji cztery razy trafiał z wolnego. Nie pod rząd, bo z wolnego przymierzył w międzyczasie klubowy kolega Ginter Gawlik (z Finalndią w 1957 roku). Wobec kunsztu zabrzańskiego bombardiera kapitulowali Rosjanie Maslaczenko i Jaszyn, Czech Schroiff, NRD-owiec Spickenagel, a także Skandynawowie Gaardhoeje z Danii i Nasmann z Finlandii. Zresztą golkiperzy Suomi (Westerholm i Johinen) mieli do Polaków wyjątkowego pecha, ponieważ Gawlik i Pol pokonywali ich najczęściej także wykonując rzuty wolne. Podobnie jak dwukrotnie "trafiony" przez Pola Turek Turgay, który w następstwie drugiego strzału wychowanka rudzkiej Slavii, musiał zejść z placu gry. Nieomylny Lubański i kiks życia Deyny Berło Pohla (tak w Górniku Zabrze jak i kadrze) przejął nastolatek Lubański. Włodkowi, począwszy od "debiutu" w tej materii, w przegranym 1-2 meczu eliminacyjnym do IO 1968 w Moskwie, jeszcze trzykrotnie przyszło stanąć twarzą w twarz z bramkarzami. Zawsze wygrywał. Nawet w dość wzruszającym dla niego momencie pożegnania z reprezentacją (w 1980 roku w Chorzowie z Czechosłowacją) Karel Stromsik nie miał szans. Raz jeden Lubański przestraszył się odpowiedzialności, działo się to na olimpiadzie w Monachium w 1972 roku, w decydującym o miejscu w finale boju z ZSRR. Mężem opatrznościowym był Deyna (4 lata wstecz w Mar del Plata zanotował w tym względzie wpadkę). "Kaka", odkąd zwyciężył sowieckiego olbrzyma Rudakowa, stał się pierwszym wykonawcą jedenastek, aż do końca swojej egzystencji w kadrze A. Drobne wyjątki od reguły podyktowane były albo celem wyższego rzędu (vide korona króla strzelców IO 1972 dla Gadochy, w końcu zdobył ją Deyna), albo absencją Deyny - w 1973 r. przeciwko Kanadzie (3-1) - celnie strzelał Gadocha. Co najważniejsze, "Generał" dopełniał wyroku na rywalach w najważniejszych z reguły chwilach dla drużyny. Dotąd bowiem (w czasie obecności Deyny w drużynie narodowej) rzuty karne dyktowane na korzyść Polaków praktycznie o niczym nie decydowały. Sadek celnym uderzeniem z 11 metrów zapewnił Polsce prowadzenie z Brazylią (przegraliśmy 3-6), zaś Andrzej Jarosik mógł nawet nie trafić w bramkę luksemburczyka Hoffmana (1969 rok), a i tak armada Koncewicza odniosłaby sukces. Dopiero więc Kaziowi przyszło swoimi strzałami naprawdę o czymś decydować. Wystarczy wspomnieć wymieniony już pojedynek w Augsburgu z "Wielkim Bratem" na igrzyskach, a także w 1974 roku mecz z Jugosławią we Frankfurcie, dający Polsce awans do czwórki MŚ w Niemczech. Oba okraszone zostały celnymi strzałami "Kaki" z białego punktu. Z kolei niezapomniane trafienie bezpośrednio z kornera, z Portugalią dało nam awans do Mundialu 1978 roku. Pamiętamy także smutny epilog, tj. obroniony przez Ubaldo Fillola najgorszy w życiu kiks Deyny, jak w 1968 roku z Argentyną. Najczęstszy kapitan w dziejach reprezentacji jest jedynym, który trafiał do siatki zarówno z karnego, wolnego jak i kornera. Nie każdy przypuszcza, że współrekordzistą (wraz z Polem) w ilości zdobytych bramek z rzutów wolnych byłby Robert Gadocha. Jednak dwie bramki przytrafiły mu się w meczach nieoficjalnych (olimpijskie drużyny Grecji i Kolumbii). W każdym razie celnie trafiał 4 razy. Gadocha wyegzekwował najdziwniejszy chyba w ostatnich czasach rzut wolny: 6 czerwca 1973 roku w Chorzowie przeciwko Anglii wstrzelona z lewej strony pola karnego piłka uderzyła(?) po drodze Jana Banasia, Bobby Moore'a (?) i po odbiciu od murawy wylądowała w lewym górnym rogu bramki Shiltona! Atomowy Gorgoń - niedoceniany Kmiecik W złotej erze naszej "kopanej" nie brakowało wybitnych specjalistów opisywanego tematu. Choćby słynący z potężnej postury i atomowego strzału Jerzy Gorgoń. Bohater grupowego boju z NRD (2-1) na igrzyskach 1972 roku, gdy fantastycznie zamienił na zwycięskiego gola rzut wolny pośredni, z ponad 30 metrów od bramki Croya (podobnie z Haiti w MŚ 74). Także Kazimierz Kmiecik, w barwach narodowych trochę niedoceniany, a właśnie po jego rzucie rożnym (pierwszy gol z kornera w naszej reprezentacji) Argentyńczyk Gatti mógł się tylko chwycić za czapkę z pomponem, noszoną tego mroźnego dnia na głowie. W Wiśle Kraków w zasadzie niezastąpiony i niezawodny z 11 metrów, w kadrze miał ku temu okazję tylko w towarzyskiej grze z Libią (1979 r.). Nie zawiódł. Praktycznie do końca ery Deyny nie znalazł się w biało-czerwonej koszulce piłkarz etatowo wykonujący "jedenastki". Próbował swych sił Włodzimierz Mazur - niezapomniany wykonawca karnego z Holandią 2 maja 1979 w Chorzowie. Jego strzał a'la Panenka przesądził o sukcesie drużyny Kuleszy. Także Roman Ogaza w nadspodziewanie trudnym krakowskim meczu "orłów" z Islandią w tym samym roku. Wreszcie Andrzej Szarmach, który po raz wtóry (tym razem z "wapna") pokonał Dina Zoffa (2-2 w 1980 roku w Turynie). Nie można także zapomnieć Włodzimierza Ciołka (pokonał Fillola w 1980 roku), czy Andrzeja Buncola - na Parc de Princes ukoronował towarzyski sukces z Francją (4:0 w sierpniu 1982 roku). Nawet mimo braku zdecydowanego lidera wśród "11-metrowych zabójców" nie mogliśmy narzekać na posuchę wśród specjalistów od rzutów wolnych. Dwie chyba najpiękniejsze w dziejach reprezentacji bramki były udziałem Zbigniewa Bońka. Super strzał nr 1 zdarzył się na Waldstadion we Frankfurcie w 1980 roku. Wolny nr 2 zagościł w Buenos Aires rok później. Ofiarą został po raz wtóry (w rewanżu za kompromitację "Kazimierza" z MŚ 78) "Kaczor" Ubaldo Fillol. Wielki konkurent Bońka, Janusz Kupcewicz, bezlitośnie niszczący rodzimych golkiperów precyzyjnymi strzałami zza muru, swojego dnia doczekał się w meczu o 3. miejsce MŚ w Hiszpanii z Francją. Cudowne techniczne uderzenie prawą nogą w prawy róg z prawego narożnika ośmieszyło Castanedę. Francuz zrobił niepotrzebny krok w lewo i w tę właśnie lukę z zegarmistrzowską precyzją wkręcił piłkę pan Janusz. Trio lat 80. Lata 80. w opisywanej dziedzinie to domena trzech ludzi: Smolarka, Tarasiewicza i Dziekanowskiego. Skrzydłowy Widzewa jako kapitan zespołu narodowego wziął na siebie odpowiedzialność dwukrotnie w meczach eliminacji ME'84 z Finami i okazał się lepszy od Huttunena i Isoaho. O ile w Helsinkach wygraliśmy 3-2, to na warszawskim gigancie (po raz ostatni) otwarcie wyniku w 2 minucie zdało się na niewiele, bo 180 sekund potem obecny selekcjoner Paweł Janas wpakował piłkę do siatki... Młynarczyka i mistrzostwa nam "odjechały". "Dziekan", po udanym debiucie jako egzekutor karnego (z Turcją w 1984 r.), dwuczęściowy egzamin zdawał w potyczce el. ME'88 z Grecją w Poznaniu. Środkowy polskiego napadu aż dwukrotnie mierzył swe siły z Minou. Ulokował piłkę raz w lewym, a raz w prawym dolnym rogu (wyrównał przedwojenny rekord Martyny). Przy okazji wizyty kadry Piechniczka w Krakowie (mecz z Rumunią w 1983 r. 2-2) w roli opatrznościowego męża, jeden raz pokazał się Andrzej Iwan. Podziwiany za kunszt wykonawstwa rzutów wolnych, Ryszard Tarasiewicz w stroju z orzełkiem pokazał co potrafi ledwie dwa razy (ze Szwecją w el. MŚ 1990 roku oraz bardziej radosne trafienie podczas meczu el. ME 92 z Turcją w 1990 roku). Wrocławianin wziął się także dwa razy za strzelanie "jedenastki". Czynił to z połowicznym skutkiem, bo Koreańczyka z południa przechytrzył plasowanym uderzeniem, ale pięć lat(!) potem zepsuł strzał w kierunku Bruno Martniego z Francji w Poznaniu (1991 r.). "Karna" posucha Odtąd jeszcze tylko Andrzej Juskowiak, a ostatnimi czasy Maciej Żurawski, wystawiali się na swoistą próbę nerwów. W przypadku "Żusko" zupełnie inny kierunek "lotu" wybrał najpierw Austriak Wohlfarth i w roku następnym (1995) Rumun Stelea. W obu przypadkach były to jednak gole pocieszenia. Pojedynek nr 3 z Ukaraińcem Kernozienko miał w praktyce w ogóle się nie odbyć, bowiem miał uderzać Michał Żewłakow. Tymczasem Juskowiak chciał przełamać reprezentacyjną passę występów bez gola i zawalił sprawę (dobrze, że nie cały mecz). A Żewłakow doczekał się swojego dnia z Armenią w el. MŚ 2002 w Warszawie. Etatowy egzekutor karnych w drużynie Janasa - Żurawski - po szczęśliwej premierze (z Wyspami Owczymi w 2002 r.) na mundialu w Korei przegrał z Bradem Friedelem z USA. Następnie nie przechytrzył Austriaka Schranza na Stadionie Ślaskim we wrześniu minionego roku (wówczas skutecznie jednak dobił swój strzał - patrz zdjęcie). I wreszcie pokonał Walijczyka Jonesa w warszawskiej konfrontacji w drodze do MŚ 2006. "Żuraw" szczyci się jeszcze golem bezpośrednio z rogu (z Irlandią Płn. w Belfaście w 2004 r.). Inni kadrowicze na przestrzeni ostatniego 15-lecia obsadzani byli jako specjaliści od karnych lub wolnych sporadycznie: np. Paweł Król z NRD w 1989 roku lub w 1994 Bałuszyński z Arabią Saudyjską. Brano pod uwagę również dyspozycję chwili (Ziober w 1990 roku z Iranem, Citko z Brazylią w Goianii 7 lat później - skuteczna dopiero dobitka). Czasami decydowało boiskowe doświadczenie (Krzysztof Warzycha z Mołdawią w Katowicach w 1996 roku oraz Bukalski z Gruzją rok później). Gdy strzelał Hajto ze Szwajcarią w 2001 roku na Cyprze potrzebna była po prostu zimna krew. Okazuje się, że nawet ponad przeciętne walory techniczne nie stanowią gwarancji wygranej wojny nerwów, o czym przekonał się Mariusz Piekarski (w 1998 roku z Paragwajem). Może więc warto postawić na siłę uderzenia? Niewątpliwie cecha ta ma zastosowanie przy koncepcji rozgrywania rzutów wolnych (przynajmniej w odniesieniu do naszych kadrowiczów). Mieliśmy i mamy w tej dziedzinie kilku niezłej klasy bombardierów, z których palmę pierwszeństwa trzeba przyznać Romanowi Szewczykowi - słynne strzały ze szpicy. Trzy gole w reprezentacji: z Iranem (1990), Izraelem (1991) oraz najważniejszy, bo dający prowadzenie podczas "wojny" z Anglią w Poznaniu (1991). Wyróżniający się w polskiej lidze maestrią strzałów z wolnego, Piotr Jegor z Zabrza wśród "biało-czerwonych" uczynił z tego pożytek tylko w potyczce z Łotwą w 1997 roku. Wychował jednak sobie następców z podobnym argumentem w nodze: lewych obrońców ekipy Janusza Wójcika - Rafała Siadaczkę (gol z Izraelem w 1998 r.) i Krzysztofa Ratajczyka (z Chorwacją tego samego roku 1-4). W zespole Jerzego Engela próżno szukać piłkarzy czyniących użytek z własnej techniki podczas uderzeń z rzutów wolnych czy karnych. Za to u Janasa znajduje się minimum dwóch takich graczy. Jak będzie teraz? Mirosław Szymkowiak dał tego wyraz pięknym strzałem nad murem w Rydze w 2003 roku, zaś Jacek Krzynówek, umiejętnie łączący przymioty siłowego kanoniera (gol w Wiedniu z Austrią z zeszłego roku) z eleganckim technikiem (trafienie zaliczone ostatecznie jako gol samobójczy Kapsisa z Grecją w Szczecinie). Być może przed mundialem objawi się ktoś nowy, chociażby ostatni bohaterowie skutecznych zagrań przeciw Estonii (Mariusz Lewandowski i Sebastian Mila). Nikomu nie trzeba przecież tłumaczyć, jaką broń we współczesnej piłce stanowią stałe fragmenty gry. Wykuwajmy więc nowe i szlifujmy stare talenty. Powyższe uwagi odnoszą się głównie do tematu rzutów wolnych, bowiem w karnych, co umyślnie zostawiamy na deser, posiadamy piłkarza, który dotychczas nie pomylił się z 11 metrów (2/2). Nazywa się Frankowski. Bramki z rzutów karnych w reprezentacji Polski (1921-2005) Ernest Pohl 6/6 gole/próby Kazimierz Deyna 5/7 Henryk Martyna 3+1/4 Włodzimierz Lubański 4/4 Dariusz Dziekanowski 3/3 Maciej Żurawski 3/5 Teodor Peterek 2/2 Włodzimierz Smolarek 2/2 Tomasz Frankowski 2/2 Andrzej Juskowiak 2/3 Zygmunt Steuerman 1/1 Leonard Piątek 1/1 Fryderyk Scherfke 1/1 Jerzy Sadek 1/1 Andrzej Jarosik 1/1 Włodzimierz Mazur 1/1 Kazimierz Kmiecik 1/1 Roman Ogaza 1/1 Andrzej Szarmach 1/1 Wlodzimierz Ciołek 1/1 Andrzej Buncol 1/1 Andrzej Iwan 1/1 Paweł Król 1/1 Jacek Ziober 1/1 Henryk Bałuszyński 1/1 Krzysztof Warzycha 1/1 Krzysztof Bukalski 1/1 Tomasz Hajto 1/1 Michał Żewłakow 1/1 Robert Gadocha 1/2 Ryszard Tarasiewicz 1/2 Jacek Krzynówek 1/2 Karol Kossok 0/1 Mieczysław Gracz 0/1 Marek Citko 0/1 Mariusz Piekarski 0/1 Czesław Suszczyk 0/3 UWAGA: W spotkaniu o trzecie miejsce w turnieju o Puchar Króla w Bangkoku Polska - Nowa Zelandia (1999 rok) został rozegrana seria rzutów karnych. Dla Polski gole zdobywali: Żurawski, Stolarczyk, Wichniarek, Chańko, Michalski. Bramki z rzutów wolnych w reprezentacji Polski (1921-2005): Ernest Pohl 4 Robert Gadocha 2+2 Kazimierz Deyna 2+1 Roman Szewczyk 3 Zbigniew Boniek 2 Jerzy Gorgoń 2 Ryszard Tarasiewicz 2 Henryk Bałuszyński 2 Jacek Krzynówek 2 Mirosław Szymkowiak 1 Henryk Martyna 1 Ginter Gawlik 1 Zdzisław Mordarski 1 Juliusz Miller 1 Leon Sperling 1 Karol Kossok 0+1 Włodzimierz Lubański 1 Joachim Marx 1 Janusz Kupcewicz 1 Roman Kosecki 1 Piotr Jegor 1 Krzysztof Ratajczyk 1 Rafał Siadaczka 1 Sebastian Mila 1 Mariusz Lewandowski 1 UWAGA: W zestawieniu dotyczącym rzutów karnych i wolnych liczby po znaku "+" oznaczają gole w meczach nieoficjalnych, np. Henryk Martyna 3+1 (trzy bramki w oficjalnych, a 1 w nieoficjalnym) Nazwisko pisane kursywą, np. Jerzy Gorgoń, w odniesieniu do rzutów wolnych oznacza iż bramka została zdobyta w bezpośrednim następstwie stałego fragmentu gry (trudno więc jednoznacznie oddzielać te przypadki od reszty). Bramki z rzutów rożnych w reprezentacji Polski (1921-2005): Kazimierz Kmiecik 1 Kazimierz Deyna 1 Maciej Żurawski 1 Tylko Piłka/Witold Łastowiecki