Maciej Słomiński, Interia: Znajdujemy się w Gdyni, na stadionie przy ulicy Olimpijskiej. Bałtyk nie zawsze swój dom miał właśnie tutaj. Stanisław Rajewicz, dyrektor akademii Bałtyku Gdynia: - W 1959 roku Bałtyk po raz pierwszy wywalczył awans do II ligi, stało się na obiekcie przy ulicy Juliana Marchlewskiego, dziś Janka Wiśniewskiego. Boisko znajdowało się za budynkiem POL-Supply, albo inaczej - obecnie vis a vis stacji Shella. Trybuny mogły pomieścić osiem tysięcy kibiców, ale obiekt służył klubowi tylko trzy i pół roku. Potem Bałtyk przeniósł się na Olimpijską. - Nie tak szybko. Na razie przeprowadził się na stadion miejski przy ulicy Ejsmonda, gdzie grał też wcześniej. Dopiero stamtąd trafił do obecnej siedziby. Oficjalne otwarcie stadionu przy Olimpijskiej odbyło się 28 czerwca 1964 roku. Zorganizowano turniej z udziałem Broni Radom, Olimpii Elbląg, Lotnika Warszawa i gospodarzy. Czy Bałtyk zawsze był związany ze stocznią w Gdyni? Za komuny nosiła ona nazwę, nomen omen, Komuny Paryskiej. - Od momentu powstania klub był silnie związany z szeroko pojętym przemysłem stoczniowym. Gdy klub powstawał w 1930 roku przejął członków Towarzystwa Kulturalno-Oświatowe "Bałtyk", które od 1923 roku działało przy warsztatach Marynarki Wojennej w Pucku. Nota bene są kibice, którzy uważają, że można by to uznać za datę powstania Bałtyku. Czy barwy klubu zawsze były biało-niebieskie? - Tuż po II Wojnie Światowej, Bałtyk grał pod szyldem "Stal", co wynikało z partyjnych wytycznych, odgórnie narzucających klubom nazewnictwo w ramach jednego resortu. Wówczas piłkarze grali w kolorach biało-niebiesko-żółtych, nieprzypadkowo zbieżnych z barwami innych Stali, np. tą z Mielca. A zaczęło się od koloru czerwonego zamienionego podczas walnego w 1937 r. na amarantowo-niebieski. Bałtyk na dobre zaistniał na ligowym szczeblu centralnym w latach 70. XX stulecia. - Dla trójmiejskiego kibica lektura poniedziałkowej prasy była wtedy przyjemną czynnością. Kluby z naszego regionu przodowały w drugoligowej tabeli. W 1976 roku na mecie Arka była pierwsza, Lechia druga, Stoczniowiec czwarty, a Bałtyk piąty. Z Trójmiasta w Polskę szło wielu dobrych piłkarzy, dziś tego nie ma. Nie byłoby Wielkiego Widzewa bez pochodzących znad morza Stanisława Burzyńskiego, Mirosława Tłokińskiego i Zdzisława Rozborskiego. W 1980 roku Bałtyk po raz pierwszy zagrał w Ekstraklasie. Z rozpędu prawie wszedł do europejskich pucharów. - Zajął wysokie szóste miejsce, a byłoby jeszcze lepiej gdyby nie przegrał w przedostatniej kolejce 0-1 w Sosnowcu z broniącym się przed spadkiem Zagłębiem. Jedno z moich pierwszych świadomych wspomnień to zamykający sezon mecz z Lechem Poznań u siebie. Pełen stadion i 4-2, po dwie bramki Romana Wachełkii Andrzeja Zgutczyńskiego, potem ligowego króla strzelców w barwach Górnika Zabrze i uczestnika mistrzostw świata w Meksyku w 1986 roku. Piotr Rzepka mówił w wywiadzie, że Bałtyk był wtedy najbogatszym klubem regionu. - Za wielosekcyjnym klubem stał wielki sponsor w postaci stoczni. Mój tata tam pracował i opowiadał, że przy wypłacie, pracownik mógł w kasie odłożyć parę złotych na Bałtyk. Nawet mało zaangażowani kibice czuli się związani z pracodawcą i chętnie dzielili się zarobkami ze stoczniowym klubem. Myślę, że modernizacja stadionu z pierwszymi jupiterami w regionie, które zaświeciły w lidze w listopadzie 1989 roku , było dobrym dowodem możliwości sponsora. SKS słynął z operatywnych działaczy. Rzepka w wywiadzie mówił, że został porwany z dworca PKP w Gdyni. - No tak, stosowało się różne fortele. Na wzmiankę na pewno zasługuje prezes Janusz Gajewski. Stanisław Głowacki był jedynym właściwie łącznikiem między pełnymi sukcesów latami 80. i czasami obecnymi. Do samego końca interesował się sprawami klubu, zmarł w 2019 roku.