Młody trener Barcy chce uczyć się na cudzych błędach, a rywale z Primera Division dostarczyli mu bogaty materiał. Przed tygodniem piłkarze Realu Madryt zgrzeszyli pychą przed pojedynkiem z Lyonem i zostali za to ukarani na oczach swoich kibiców. Guardiola traktuje to, jako przestrogę. W Katalonii nikt nie ośmieli się nawet bąknąć o gładkim 3-0, a to co stało się wczoraj z Sevillą dowiodło, iż atutem nie jest nawet wynik 1-1 z pierwszego meczu. Odrodzony Stuttgart nie ma dziś na Camp Nou nic do stracenia, cała presja jest po stronie obrońcy tytułu. Pep Guardiola robi, co można, by nie powtórzyła się gra z pierwszej połowy ostatniego ligowego meczu z Valencią: wolna, przewidywalna, bez pomysłu. Do kadry na mecz z Niemcami włączył nawet wciąż kontuzjowanego Keitę, choć poza Abidalem ma do dyspozycji wszystkich. Drużyna z Camp Nou przeżywa jednak ostatnio ciężkie chwile, a o szczytowej formie z końcówki ubiegłego sezonu, nikt już nawet nie wspomina. Nieśmiało mówi się o zwyżce formy Henry'ego, powrocie Ibrahimovica - tylko czy to mogą być dziś atuty Barcelony, skoro w ostatnim czasie obaj zagrali tak dużo złych meczów? Wszyscy patrzą na Leo Messiego, który strzelił ostatnie sześć goli dla drużyny, w tym sezonie dobijając już do liczby 29 (w 36 meczach). Jeszcze nigdy Barca nie zależała w takim stopniu od Argentyńczyka, ale w Stuttgarcie grało mu się bardzo ciężko. Miał zastraszającą liczbę strat i nieudanych dryblingów. W tych trudnych czasach Guardiola chce więc pełnej koncentracji. Sam odmówił udziału w gali dziennika "El Periodico", który przyznał mu tytuł Katalończyka roku 2009. Uznał, że wspomnienie wielkich triumfów drużyny, to robota dla dziennikarzy i kibiców. Milan, Real, Chelsea, Porto, Sevilla - Barca boi się znaleźć w towarzystwie wielkich firm, które pogrzebały swoje szanse w 1/8 finału w dość przykrych okolicznościach. Guardiola podkreśla, że nie ma mowy o bronieniu wyniku 1-1. Albo jego drużyna wychodzi na Camp Nou, by grać odważnie, albo to wszystko nie ma sensu. Skandalem byłoby jednak niedocenianie Niemców. "Mamy prawo przegrać, ale nie mamy prawa zlekceważyć przeciwnika" - mówi Pep. Dlatego pomocnik Sergio Busquets zapewnia, że nikt dziś nie śmie myśleć o finale na Santiago Bernabeu. Drużyna ma być gotowa nie na szturmy, popisy, zrywy, ale uporczywą i konsekwentną walkę, - jeśli trzeba to przez 120 minut. Trener Barcy jest świadomy swoich aktualnych problemów, ale też nastawiony na ich przezwyciężenie. Żeby przypomnieć sobie porażkę w Champions League nie musi cofnąć się w czasie więcej niż o pięć miesięcy. 20 października 2009 roku lepszy na Camp Nou był Rubin Kazań. Christian Gross na pewno ten mecz pamięta, a wykonawców ma nie gorszych niż Kurban Bierdyjew. "Wystarczy, że będziemy skuteczniejsi niż w pierwszym meczu" - mówi Szwajcar. DYSKUTUJ O ARTYKULE Z DARKIEM WOŁOWSKIM! CZYTAJ RÓWNIEŻ: Liga Mistrzów: Poważne osłabienie Barcelony