Polscy kibice powinni kojarzyć Janne Anderssona doskonale. To pod jego wodzą Szwedzi zamknęli nam drogę do wyjścia z grupy w finałach Euro 2020. W ostatniej serii gier kadra prowadzona przez Paulo Sousę przegrała z nimi 2:3 i musiała wracać do domu. Ale wczesną wiosną 2022 roku "Biało-Czerwoni" wzięli na Skandynawach rewanż. Na Stadionie Śląskim w Chorzowie pokonali ekipę "Trzech Koron" 2:0 w barażu o prawo udziału w katarskim mundialu. Tym razem Andersson musiał przełknąć gorycz porażki i złożyć gratulacje na ręce Czesława Michniewicza. Gwiazdor chce grać z Lewandowskim i Yamalem. "Jest zdesperowany" Janne Andersson w zupełnie nowej roli. Kiedyś futbol, dzisiaj już tylko wojna Andersson funkcję selekcjonera reprezentacji Szwecji pełnił w latach 2016-23. Pożegnał się z kadrą półtora roku temu. Mógł dalej pracować w zawodzie, ale odszedł od profesjonalnego sportu na dobre. - Otrzymałem później wiele propozycji pracy, m.in. z Łotwy, Nigerii i Islandii, lecz odmówiłem, ponieważ definitywnie skończyłem z futbolem. Chcę teraz robić coś dobrego, a tym właśnie jest konkretna pomoc ukraińskiemu narodowi - wyznał w rozmowie z "Aftonbladet". Był już wtedy wolontariuszem fundacji "Niebieskie światło". Szybko znalazł w niej zajęcie, które pochłonęło go niemal bez reszty. Jeździ do Lwowa jako kierowca karetki ratunkowej. W tym tygodniu Andersson pojawi się w Polsce. Przypłynie promem do Świnoujścia, a stamtąd wyruszy w dalszą drogę na Ukrainę. Będzie uczestnikiem konwoju, mającego za zadanie dostarczyć za naszą wschodnią granicę pojazdy dla policji, straży przybrzeżnej i służb ratunkowych. Ukraina już czwarty rok broni się przed zbrodniczą napaścią Rosji i sprzymierzonej z nią Białorusi. W najbliższych dniach planowane jest podjęcie rozmów pokojowych w Stambule. Nadzieja na szybkie zakończenie działań wojennych wciąż oparta jest jednak na bardzo kruchych fundamentach.