62-letni Alfredo Relono wydał właśnie nową książkę "Nacidos para incordiarse" opisującą 110 lat rywalizacji Realu z Barceloną. "Madryckie mleko wyssałem z piersi matki" - wyznaje już na początku, choć w analizie faktów historycznych stara się zachować bezstronność. W jakimś stopniu mu się udaje, bo książka doczekała promocji w największym hiszpańskim dzienniku "El Pais". Relano był tam kiedyś jednym z szefów odpowiadających za wiadomości o Madrycie. Wiadomości dotyczące Barcelony miały swojego dyrektora, jak to w Hiszpanii, gdzie nikt nie jest obiektywny. Jednym z najbardziej znanych osiągnięć Relano w ostatnim czasie jest termin: "villarato" pochodzący od nazwiska prezesa hiszpańskiej federacji, wszechmocnego Angela Marii Villara, Baska, wiceprezydenta FIFA, który oskarżany jest przez stołeczne media o potajemne sprzyjanie Barcelonie. Zdaniem madryckich dziennikarzy stoi on za spiskiem sędziowskim wspierającym zespół Pepa Guardioli. Ten spisek miał pomóc Barcy w sięgnięciu po trzy ostatnie tytuły mistrza Hiszpanii. Niedawno dziennik "Marca" poinformował o tajnym spotkaniu Villara z Sandro Rosellem, po którym z utrwalonego na filmie ruchu warg prezesa odczytano pytanie: "Drogi Sandro, cóż jeszcze mogę dla ciebie zrobić?" Spekulowano, że "drogi Sandro", szefujący Barcy poprosił Villara o spotkanie w sprawie zachowania sędziów w tym sezonie. Klub z Katalonii czuje się przez nich krzywdzony, mimo iż w oficjalnych wystąpieniach Pep Guardiola unika takich stwierdzeń. O dziwo roszczenia Katalończyków popiera Relano i dziennik "As", który wyliczył, że gdyby nie błędy sędziowskie Barca traciłaby do Realu nie 10, ale tylko trzy punkty. Twierdzenie poparte jest konkretną analizą: na przykład Barcy należały się karne w końcówkach meczów z Valencią na Mestalla i Espanyolem na Cornella-El Prat. 62 lata na karku sprawiły, że Relano, zatwardziały fan Realu Madryt, przestał widzieć problem jednowymiarowo. Karierę dziennikarską zaczynał przecież jako madrycki korespondent "El Mundo Deportivo" gazety szowinistycznie katalońskiej. Kilka miesięcy temu obecny szef "Asa" zlecił firmie Ikerfel badanie popularności obu największych hiszpańskich klubów. Wynik był szokujący. Real, który w czasach galaktycznych bił Barcelonę na głowę, teraz, dzięki sukcesom Guardioli znalazł się w tyle. Aż 44 procent ankietowanych kibiców hiszpańskich umieściło klub z Katalonii wśród trzech ulubionych, "Królewskich" tylko 37 procent. Współpracownicy Relano radzili mu, by danych nie publikować. Co to za interes, by dziennik adresowany do kibiców Realu sławił jego największego konkurenta? Szef "Asa" długo bił się z myślami, aż zdecydował, że ukrywanie bolesnych faktów zaszkodzi tylko klubowi Florentino Pereza. W końcu właściwa diagnoza problemu może stać się impulsem do jego przezwyciężenia. Zbolały Relano nakręcił wideo umieszczone na stronie "Asa". Wyznał, że tak jak media niesportowe donoszą o wzroście bezrobocia w Hiszpanii, albo spadku PKB, czyli podają wiadomości przykre, ale prawdziwe, on zdecydował się poinformować fanów Realu o zagrożeniach ze strony Katalończyków. Relano nie jest jednak fanatykiem. Kiedy jedno z mediów hiszpańskich ogłosiło jakiś czas temu, że za sukcesami zespołu Pepa Guardioli stoi doping, on pierwszy je wyśmiał. "Ich tajemnicą jest geniusz kryjący się w nogach Messiego, Xaviego i Iniesty" - stwierdził. Był też zawstydzony postawą Pepe, który celowo nadepnął na rękę leżącego Messiego i zachowaniem Jose Mourinho wkładającego asystentowi Guardioli palec do oka. Wie jednak, że przez 110 lat rywalizacji obie strony posuwały się do zachowań niegodnych sportu. Wewnętrzna walka Relano nie byłaby może niczym szczególnym, gdyby nie oddawała powszechnego stanu ducha fanów Barcy i Realu, których na świecie coraz więcej. Dla większości z nich: prawda, prawość i racja leżą zawsze po jednej stronie. Tej, którą pokochali miłością ślepą. Przykład dyrektora "Asa" pokazuje jednak, że można się porwać na bezstronność bez straty dla głębi doznań. Wielki klub potrzebuje wielkiego rywala, wielki Guardiola, wielkiego Mourinho, a wielki Messi, wielkiego Ronaldo. Oczywiście można twierdzić, że rywalizacja rozstrzyga się nie na boisku: w głowach trenerów, czy w nogach piłkarzy, ale w zakamarkach gabinetów. Tam Real "ukradł" Barcy Alfredi di Stefano, dzięki czemu zdobył potem pięć Pucharów Europy. Tyle, że Barcelona też "kradła" graczy Realowi. Tak było z Ladislao Kubalą, którego pomnik stoi dziś przed Camp Nou. Meksykanin Hugo Sanchez trafił do królewskiego klubu z Atletico tylko dlatego, że Barcy wydał się za słaby. Jeśli więc ktoś wierzy w nieustającą rację jednej strony, to znaczy, że nie jest chorobliwie skłonny do refleksji. Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim Real od rana do nocy! Bądź na bieżąco i zaprenumeruj wszystkie informacje na jego temat! Barca na okrągło! 24 h na dobę! Nie przegap żadnego newsa! Zaprenumeruj informacje na jej temat!