Czesi zajmują 11. miejsce w rankingu UEFA. Polskie drużyny znajdują się dziewięć pozycji niżej (20. miejsce). Pierwszym piętnastu krajom przysługują dwa zespoły w Lidze Mistrzów oraz trzy w Lidze Europejskiej. Lokata w rankingu zależy od wyników ekip z danego kraju w europejskich pucharach w ostatnich pięciu latach. - Zawsze chcieliśmy w Czechach mieć 1-2 zespoły, nie chcę powiedzieć, że na europejskim poziomie, bo to za dużo powiedziane, ale radzące sobie w Europie. Myślę, że w ostatnich latach to się udało. Pojawiła się Viktoria Pilzno, która rzuciła wyzwanie Sparcie Praga - mówi Interii były selekcjoner czeskiej młodzieżówki, Werner Liczka. W ostatniej dekadzie Czesi trzykrotnie grali w fazie grupowej Ligi Mistrzów (dwa razy Viktoria Pilzno, raz Slavia Praga), a reprezentant Polski wystąpił zaledwie raz. Od powstania Ligi Europejskiej (od sezonu 2009/2010) - aż 13-krotnie czeskie zespoły zakwalifikowały się do fazy grupowej. Startów polskich drużyn, na tym samym etapie, było zaledwie siedem. Czemu Czesi stawiają na swoich? - Czeskich klubów nie stać na zagranicznych zawodników. Nie są tak silne ekonomicznie jak polskie. W Polsce jest dużo łatwiej, zawodnik może mieć pensje na poziomie 15-20 tys. euro miesięcznie, natomiast w Czechach, za wyjątkiem Sparty i Slavii, nie można liczyć na więcej niż 5 tysięcy euro - twierdzi Liczka. Członek sztabu szkoleniowego Czechów na Euro 1996 podaje przykład FC Fastav Żlin, który zdobył Puchar Czech i zagra w fazie grupowej Ligi Europejskiej. - Żlin, który zagra w fazie grupowej LE, ma budżet na poziomie dwóch milionów euro. To funkcjonuje tylko dlatego, że włodarze tak dobrze to spinają - dodaje były trener Banika Ostrawa. W poprzednim sezonie, w kadrach zespołów ligi czeskiej widniało 400 zawodników - 92 spośród z nich stanowili piłkarze zza granicy. To zaledwie 23 procent. Dla porównania, w Polsce, w kadrach 16 zespołów znajdowało się 440 piłkarzy, z których 146 stanowili obcokrajowcy (33 procent). Najwięcej zawodników zza granicy - dziewięciu występowało w Slavii Praga, a najmniej (dwóch) w FC Hradec Kralove. Dla porównania, aż jedenaście drużyn, które występowały w Lotto Ekstraklasie miało w kadrze dziewięciu lub więcej obcokrajowców. Co ciekawe, za naszą południową granicą obowiązują dużo łagodniejsze limity zawodników spoza Unii Europejskiej. Federacja dopuszcza do posiadania pięciu zawodników spoza UE, ale do krajów Unii zalicza także kraje, które znajdują się w strefie Europejskiego Obszaru Gospodarczego (Islandia, Liechtenstein oraz Norwegia) oraz Szwajcarię i kraje, które aspirują do członkostwa we wspólnocie. - Limity dla obcokrajowców są dużo łagodniejsze niż w Polsce, ale mądre zarządzanie sprawia, że grają czescy piłkarze - analizuje Liczka. Portal Transfermarkt.de kadry 16 klubów czeskiej ligi wycenił na 180 milionów euro. Kadry polskich zespołów, które występowały w ostatnim sezonie Ekstraklasy wyceniono na 155 milionów. Czemu Czesi są drożsi niż Polacy? - Mała liczba obcokrajowców sprawia, że młodzi piłkarze szybciej dostają szansę na najwyższym szczeblu rozgrywek. Zyskują przygotowanie mentalne i fizyczne. Mają więc jakość, a nie są tak drodzy, jak piłkarze z czołowych lig - mówi Interii były asystent selekcjonera reprezentacji Czech. Boom na Czechów rozpoczął się wraz z sukcesami czeskiej reprezentacji. W 1996 roku nasi południowi sąsiedzi zdobyli wicemistrzostwo Europy. - Piłkarze tamtej kadry, w której miałem przyjemność pracować, jak Karel Poborsky, Vladimir Szmicer, Pavel Nedved czy Radek Bejbl też zrobili nam dobrą reklamę. Trafili do czołowych klubów i bardzo solidnie zaprezentowali się w Hiszpanii, Włoszech czy Anglii - ocenia Werner Liczka. Pozostaje mieć nadzieję, że reprezentacja Adama Nawałki na mundialu w Rosji zrobi podobną reklamę naszym zawodnikom, a kluby Ekstraklasy chętniej będą stawiać na rodzimych zawodników. Autor: Kamil Kania