Eliminacje Euro 2024 nie są udane dla Szwedów, którzy po rozegraniu sześciu spotkań mieli na swoim koncie ledwie siedem punktów. Co prawda udało im się zremisować z Belgią 1:1, czy pokonać 5:0 Estonię i w takim samym stosunku Azerbejdżan, ale porażki z Austrią i Belgią u siebie sprawiły, że już przed meczem z azerbejdżańską drużyną w praktyce stracili szansę, by awansować na turniej bezpośrednio z kwalifikacji. Jednak na stadionie Tofika Bachramowa w Baku to jednak drużyna "Trzech Koron" w której składzie nie brakuje gwiazd europejskiej formatu, była uznawana za zdecydowanego faworyta. Po raz kolejny jednak potwierdziło się, że faworyzowana "na papierze" drużyna musi potwierdzić to na murawie. A z tym bywa różnie. Umowa za miliard euro. Saudyjskie pieniądze popłyną do FIFA Sensacja w el. Euro 2024. Kompromitacja Szwedów w Baku Zaczęło się od mocnego trzęsienia ziemi, bo gospodarze rzucili się na swoich rywali i już po sześciu minutach prowadzili 2:0. W trzeciej minucie do siatki trafił Emin Mahmudow, a 180 sekund później jego wyczyn powtórzył Renat Dadaszow i miejscowa publiczność eksplodowała. Goście jednak próbowali się otrząsnąć i to oni przejęli inicjatywę, ale do przerwy nie udało im się pokonać azerskiego bramkarza. Po zmianie stron na boisku zrobiło się gorąco, a gospodarze często przekraczali przepisy. Bahlul Mustafazada w 56. minucie został wyrzucony z boiska za faul na rywalu i Azerbejdżan musiał kończyć to spotkanie w "10". Wydawało się, że bramki dla Szwedów są tylko kwestią czasu. Nic takiego jednak nie nastąpiło, a w 89. minucie miejscowi zadali decydujący cios. Na uderzenie z połowy boiska zdecydował się Mahmudow, który przelobował wysuniętego Robina Olsena i zdobył kapitalnego gola, pieczętując sensacyjne zwycięstwo Azerbejdżanu. Dla Szwedów taki wynik to totalna kompromitacja. Walczyli z zespołem, który kończył w "10" i z którym u siebie wygrali 5:0. Tym razem jednak zagrali bardzo słabo i pod koniec eliminacji potwierdzili, że absolutnie nie zasłużyli na awans.