Jakub Żelepień, Interia: Swój raport na temat przyszłości futbolu na świecie niedawno prezentowaliście w Arabii Saudyjskiej przy okazji rozpoczęcia odbywających się tam Klubowych Mistrzostw Świata. Zacznijmy więc właśnie od tego kraju - jak będzie się w nim rozwijać piłka nożna? Olivier Jarosz, LTT Sports: Nie jest tajemnicą, że Arabia Saudyjska bardzo mocno postawiła na sport, nie tylko na piłkę nożną. Takim symbolicznym nowym początkiem można nazwać zwycięstwo tej reprezentacji nad Argentyną podczas zeszłorocznego mundialu w Katarze, ale nie należy zapominać, że saudyjskie tradycje futbolowe są bardzo bogate. To kraj, który regularnie występuje na mistrzostwach świata, ma też rozwinięte drużyny juniorskie, poza tym gościł turnieje FIFA jako pierwsze państwo w tym rejonie. Za rządów Mohammeda bin Salmana znaczenie sportu niebotycznie urosło. - Zrozumiał on, że sport może być silnym nośnikiem znaczenia państwa. Warto w tym miejscu porównać Arabię do Chin, które też mają ogromne ambicje, ale akurat w przypadku Państwa Środka sport był tylko jedną z wielu dróg rozwoju, na pewno nie główną. U Saudyjczyków jest inaczej - ten element postawiono w samym centrum. Już widzimy, że przynosi on wymierne efekty w postaci kolejnych punktów PKB. Szejkowie dołączą do rozgrywek europejskich. Piłka nożna następna w kolejce? Ale czy ich inwestycje przełożą się na sukces czysto sportowy? - Czas pokaże, natomiast już teraz można powiedzieć, że Saudyjczycy zrozumieli, na czym polega globalna piłka nożna. Rozwijają swój rynek wewnętrzny, planują rozwijać też akademie i szkolenie młodych graczy. Wyprodukowanie topowego piłkarza to jednak niesamowicie trudna sprawa, widzimy to chociażby na przykładzie Polski, w której ktoś taki pojawia się raz na mniej więcej 30 lat. Dla porównania Holandia wypuszcza zawodnika na poziomie światowym średnio raz w roku. Różnica pomiędzy Holandią, Polską a Arabią Saudyjską to przede wszystkim czas. Czas to największy wróg Saudyjczyków? - Myślę, że tak, bo chcieliby oni efektów szybko. W globalnej piłce nikt nie ma dziś czasu na to, aby budować metaforyczny dom od fundamentów, wielu chce zaczynać od dachu. W najbliższych latach będziemy obserwować, jak to wyjdzie. Wspomniał pan jednym słowem o Chinach, więc proszę pozwolić, że dopytam. Kilka lat temu do tamtejszej ligi ściągnięto podstarzałych gwiazdorów europejskiego futbolu, ale mocarstwowe plany szybko zgasły. Należy spodziewać się powrotu do tamtej koncepcji czy to raczej sprawa zamknięta? - W naszym raporcie ominęliśmy Chiny, ponieważ nic nie wskazuje na to, aby w najbliższym czasie Chińczycy znacząco zmienili swoją politykę. Zawsze będą mieli ambicje dotyczące igrzysk olimpijskich, natomiast piłka raczej pozostanie na drugim planie. Chińczycy - nie licząc czasów starożytnych - nie mają tradycji futbolowych, to społeczeństwo nie jest zakochane w tej dyscyplinie tak mocno, jak Saudyjczycy. Piłkarze żałują przenosin do Arabii Saudyjskiej. "Nienawidzą każdej minuty" W raporcie wspomnieliście za to o Indiach, czyli kraju, który historycznie bardziej kojarzy nam się z krykietem, a jednak dostrzegacie w nim potencjał, jeśli chodzi o rozwój futbolu. - Wynika to z tego, że dzieci i młodzież w Indiach coraz chętniej grają w piłkę nożną. W kraju liczącym 1,5 miliarda ludzi, jakim są Indie, istnieje miejsce dla wszystkich dyscyplin sportowych - od krykieta, przez hokej na trawie, aż po piłkę nożną i wiele innych. Kluczowym aspektem jest stworzenie warunków, w których ludzie mają wystarczające zasoby ekonomiczne i czas, aby angażować się w sport. Problemem jest oczywiście infrastruktura, natomiast futbol w najprostszej postaci ma to do siebie, że można go uprawiać w zasadzie wszędzie. Atletico Madryt kilka lat temu dostrzegło potencjał indyjskiego rynku, wykupiło jeden z klubów, natomiast wkrótce projekt zakończono, bo tamtejsza biurokracja jest naprawdę trudna do opanowania. Liczba ludności robi pewnie swoje. - Zdecydowanie tak, ale to działa też w drugą stronę, bo za sprawą tak ogromnej populacji Indie są naprawdę ciekawym krajem, jeśli chodzi o piłkarski potencjał. Teoretycznie to powinno być państwo wielkie pod względem sportowym, natomiast są też pewne problemy społeczne pokroju podziału kastowego. Z naszych analiz wynika, że futbol będzie się tam rozwijał wolno, ale z uwagi na ogromną skalę i tak będzie to progres widowiskowy. Zmieńmy kontynent - chcę pana zapytać o Stany Zjednoczone, które w 2026 roku będą współorganizować mundial. To właśnie wtedy zobaczymy apogeum piłkarskiego rozwoju w tym kraju? - Uważam, że Stany Zjednoczone w jakimś stopniu już weszły do grona najlepszych piłkarsko nacji. Patrząc chociażby na poprzedni mundial, MLS zajęła szóste miejsce pod względem liczby zarejestrowanych w niej graczy występujących na mistrzostwach. To świadczy o jakości ligi, natomiast nie zawsze przekłada się wprost na jakość reprezentacji. Mimo że w USA demografia i ekonomia są na wysokim poziomie, w rozwoju młodzieżowego futbolu przeszkadza geografia. Odległości pomiędzy miastami są ogromne, a to nigdy nie pomaga. Podczas gdy na przykład młodzi Belgowie mogą co chwilę rywalizować z Holendrami, Niemcami czy Francuzami, ich amerykańscy rówieśnicy nie mają możliwości stykać się tak często z innymi piłkarskimi kulturami. Tkwią więc we własnym sosie. Ten sam problem będzie dotyczył również Arabii Saudyjskich i innych dużych krajów chcących rozwijać się pod względem piłkarskim. Na koniec powiedzmy kilka słów o przyszłości Europy. Czy kraje tradycyjnie związane z futbolem - Anglia, Hiszpania, Włochy, Niemcy - mają się czego obawiać, mogą stracić hegemonię? - Ja bym się nie obawiał o Anglików, Hiszpanów, Włochów i Niemców, a raczej o nas. Mówiąc jednak poważnie, przedstawiciele Premier League strasznie ostatnio narzekają na Saudyjczyków, którzy podbierają im rynek, ale z drugiej strony angielskie rozgrywki wciąż rosną, a nowo podpisane kontrakty telewizyjne są najwyższe w historii. A co z innymi państwami? - Na pewno będą musiały powalczyć, przede wszystkim nie mogą lekceważyć innych państw, które budzą się do futbolowego życia. Nie powiedzieliśmy w trakcie naszej rozmowy o Brazylii, a to kraj z ogromnym potencjałem, który stoi przed fantastyczną okazją w 2024 roku - centralizacją praw do transmisji medialnych. Jest to szansa na jeszcze większą integrację i promocję brazylijskiej piłki na arenie międzynarodowej, bo do tej pory każdy klub zarządzał nimi autonomicznie. Teraz, jako kolektyw, jest to naprawdę dobry produkt, na którym można mnóstwo zarobić. Podsumowując: europejska piłka musi przemyśleć swoją strategię rozwoju, wpuścić trochę świeżości. Konkurencja wewnętrzna jest ogromna, a do tego dochodzą jeszcze przecież Netflix i tego typu platformy. Rozmawiał Jakub Żelepień, Interia