W 2008 roku w Anglii zakazano podmiotom innym niż kluby posiadania choćby częściowych praw do zawodników. Wcześniej tak zwane third-party ownership umożliwiało zewnętrznym spółkom czerpanie korzyści z transferów piłkarzy, a także wpływanie na ich losy. Były prezydent UEFA Michel Platini nazwał tę praktykę formą niewolnictwa, a FIFA w maju ubiegłego roku również jej zakazała. To właśnie ominięcie tych zakazów miał umożliwić Allardyce. W sierpniu spotkał się z dziennikarzami "The Telegraph", którzy podawali się za przedstawicieli azjatyckiej spółki Far East. 61-letni selekcjoner stwierdził, że ich ominięcie nie będzie problemem i że zna agentów, którzy cały czas uprawiają ten proceder. Angielska federacja zwróciła się już do gazety o udostępnienie pełnego zapisu rozmowy. Allardyce natomiast nie odniósł się jeszcze do tekstu. "Chcę poznać wszystkie fakty i dopiero wtedy wydać werdykt. Oczywiste jest dla mnie, że przed podjęciem decyzji trzeba dokładnie zbadać sprawę. Wcześniejsze wydawanie osądów byłoby nieodpowiednie. W takich kwestiach najpierw najlepiej jest wziąć głęboki oddech" - powiedział przewodniczący FA Greg Clarke. Innego zdania są brytyjscy... bukmacherzy. Już teraz można obstawiać, kto zastąpi Allardyce'a na stanowisku selekcjonera reprezentacji. Największe szanse daje się Alanowi Pardew z Crystal Palace, prowadzącemu Bournemouth Eddie'emu Howe oraz pozostającemu w tej chwili bez pracy Steve'owi Bruce'owi. W dalszej kolejności są Glenn Hoddle, Gareth Southgate, Niemiec Juergen Klinsmann, a także Alan Shearer, trener Arsenalu Francuz Arsene Wenger czy Włoch Roberto Mancini. Allardyce selekcjonerem reprezentacji Anglii został w lipcu. Na stanowisku zastąpił Roya Hodgsona, który podał się do dymisji po porażce w 1/8 finału Euro 2016 z Islandią 1-2. Pod wodzą Allardyce'a drużyna narodowa rozegrała jeden mecz. W eliminacjach do mistrzostw świata 2018 pokonała na wyjeździe Słowację 1-0.