Krzysztof Piątek w poszukiwaniu zagubionej kilka lat temu formy przeniósł się do Turcji. Nasz napastnik zdecydował się na stałe opuścić szeregi Herthy Berlin i podpisał kontrakt z Basaksehirem Stambuł, gdzie miał być gwiazdą ofensywy. Początki Piątka w nowym otoczeniu były jednak trudne. Już wyliczano mu minuty i mecze bez strzelonego gola, co z pewnością miało prawo bardzo irytować naszego reprezentanta. Kamil Glik szczerze o pieniądzach. "To może zabrzmi nieskromnie" Ostatnio jednak w tej sytuacji wiele się zmieniło. Piątek nagle zaczął strzelać, jak szalony i zbliżył się nawet do lidera tabeli strzelców ligi tureckiej. Pierwszego gola w barwach klubu ze Stambułu strzelił 5 listopada 2023 roku. Od tego dnia były napastnik AC Milan rozegrał w barwach tureckiego zespołu łącznie 13 spotkań. Strzelił w nich dokładnie 12 goli i raz asystował. Łatwo więc policzyć, że średnio co mecz brał udział przy golu. Fatalne pudło Piątka. Miał mnóstwo szczęścia Nie może więc dziwić, że pojawiły się pewne głosy, które twierdzą, że należałoby się Piątkowi przyjrzeć w kontekście powrotu do reprezentacji Polski. Patrząc na liczby, jakie wykręca i jego formę nie można stwierdzić, że powołanie na marcowe mecze mu się nie należy z przyczyn sportowych. Pozostaje do rozstrzygnięcia kwestia tego, jak Michałowi Probierzowi Piątek będzie pasował do taktyki. Ważną umiejętnością w kontekście marcowych gier może być wykonywanie rzutów karnych. Płacili za niego grube miliony. Odszedł za darmo... na drugi koniec świata Tutaj Piątek zwykle nie miał większych problemów i swoje jedenastki w większości przypadków wykorzystywał. Z nieco innej strony pokazał się kibicom podczas meczu 1/8 finału Pucharu Turcji. Basaksehir mierzył się z Hataysporem i doszło właśnie do serii rzutów karnych. Piątek mecz rozpoczął na ławce, pojawił się dopiero w dogrywce, więc naturalnie do karnego podszedł. Dodatkowo został wyznaczony jako pierwszy w swojej drużynie. Na nieszczęście naszego napastnika on swojej "jedenastki" nie wykorzystał. Piątek chciał strzelić karnego w tylu Roberta Lewandowskiego - z charakterystycznym zatrzymaniem. Dzięki temu "zwodowi" udało mu się zmylić bramkarza, ale trafił jedynie w słupek. Na korzyść Polaka działa jednak fakt, że oba zespoły karne wykonywały fatalnie. Na 10 prób, jedynie pięć było skutecznych. Ostatecznie pudło Piątka nie miało znaczenia, bo Basaksehir okazał się lepszy.