Od kilku dni prasa hiszpańska była skupiona na tym właśnie meczu. W kraju, gdzie w mediach krajowych 80 procent sportowej "przestrzeni" zarezerwowane jest dla pary kolosów, występowi Athletic Bilbao w "Teatrze Marzeń" nadano wreszcie pierwszoplanową rangę. Praca Marcelo Bielsy, szkoleniowego ojca chrzestnego Pepa Guardioli, budzi coraz większe nadzieje. Tak jak sama baskijska drużyna, która oddała ostatnio dwóm najważniejszym reprezentacjom aż ośmiu piłkarzy. Czterech powołał Vicente del Bosque i bardzo prawdopodobne, że zabierze ich na Euro do Polski, czterech kolejnych jest w zespole szykującym się do igrzysk w Londynie. Athletic Bilbao to klub o nieprzeciętnej historii i tradycji, a także nadzieja na odskocznię od nużącego monopolu Realu Madryt i Barcelony. Pod ręką Bielsy Baskowie grają odważnie i pięknie, mają też niesamowitych kibiców. Do Manchesteru wybrało się ich aż 8 tysięcy - to rekord Hiszpanii wyłączając spotkania finałowe. Na San Mames przychodzą ludzie z temperamentem, w odróżnieniu od Santiago Bernabeu i Camp Nou, gdzie atmosfera bywa "gorąca" jak w filharmonii. Wystarczy wsłuchać się w to, co mówi Jose Mourinho, by znaleźć dość dowodów zniecierpliwienia trenera wobec kibiców Realu. Kryzys Sevilli i Valencii, kłopoty Malagi, by wyrosnąć ponad przeciętność, nieustające wstrząsy w Atletico Madryt powodują, że wobec nieustającego wzrostu pary kolosów Primera Division stała się nudna i przewidywalna. Na razie Baskowie nie są w stanie włączyć się do walki o tytuł mistrza Hiszpanii, ale mecz na Old Trafford był dla nich testem, czy nadają się do europejskiej rywalizacji. W przyszłym sezonie chcą grać w Champions League. Tym, którzy uważają, że Manchester zlekceważył Basków i Ligę Europejską poleciłbym przestudiowanie składu, jaki Alex Ferguson wybrał na to spotkanie. Wayne Rooney, Ryan Giggs, Ashley Young, Chicharito Hernandez byli po prostu bezradni wobec Athletic. Poza Rio Ferdinandem i Dannym Welbeckiem Szkot wykorzystał tych samych graczy, którzy w niedzielę pobili Tottenham na White Hart Lane. Oczywiście tytuł mistrza Anglii jest dla United bezdyskusyjnie ważniejszy niż Liga Europejska, ale Rooney, czy Giggs na oczach swoich kibiców musieli czuć się wczoraj wręcz upokorzeni. Ferguson podziękował Davidowi de Gei. "Gdyby nie on, stracilibyśmy co najmniej cztery, lub pięć goli" - skomentował. Nieźle wypadły także inne hiszpańskie kluby w Lidze Europejskiej. Odradzające się pod twardą ręką Diego Simeone Atletico wygrywało z Besiktasem 3-0 po 36. minutach. Skończyło się na honorowym dla gości wyniku 1-3. Także dla Valencii spotkanie trwało za długo. Prowadziła z PSV Eindhoven 4-0, by w ostatnich minutach stracić dwie bramki. Być może w ćwierćfinałach europejskich pucharów zagra aż 5 klubów z Hiszpanii (Barcelona, Real, Atletico, Athletic, Valencia). Może się też zdarzyć, że nie będzie w tym gronie ani jednego przedstawiciela Premier League. Chelsea musi wygrać 2-0 z Napoli, Manchester United takim samym wynikiem na San Mames, a nawet Manchester City będzie skazane na odrabianie strat w rewanżu ze Sportingiem Lizbona. Gdyby się nie udało, byłby to dla Anglików ciężki cios w rywalizacji o nr 1 w klubowym rankingu UEFA. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=2217639">Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim</a>