Polski napastnik ujawnił w rozmowie z brytyjskim "Daily Mail", że latem 2010 roku był bardzo bliski przejścia do Blackburn Rovers. Piłkarz rozmawiał z ówczesnym menedżerem angielskiej drużyny i był w zasadzie zdecydowany na przyjęcie jego oferty. Przed ostateczną decyzją kapitan reprezentacji Polski chciał jeszcze polecieć do Anglii, by zobaczyć ośrodek treningowy i poznać działanie klubu od wewnątrz. W odbyciu lotu przeszkodził mu jednak wybuch islandzkiego wulkanu Eyjafjallajokull. - Gdybym wówczas poleciał do Blackburn, to pewnie bym tam został - zdradził w wywiadzie Lewandowski. Przez wybryk natury transfer nie doszedł do skutku, a piłkarz trafił do niemieckiej Borussii Dortmund. Tam spotkał się z Juergenem Kloppem, którego nietypowym metodom zawdzięcza swój rozwój. Snajper Bayernu wspominał, jak przed każdym treningiem strzeleckim zakładał się z trenerem o to, czy zdobędzie przynajmniej dziesięć bramek. Stawką było 50 euro. - Na początku przegrywałem. Później było pół na pół, pod koniec wygrywałem już tylko ja - mówił Lewandowski. To właśnie niemiecki menedżer nauczył polskiego piłkarza, jak zachować zimną krew pod bramką przeciwnika, która z biegiem czasu stała się znakiem rozpoznawczym napastnika. Bundesliga: wyniki, tabela, terminarz, strzelcy