Robert Enke latami ukrywał chorobę, popełnił samobójstwo. Wdowa przełamuje tabu i mówi o depresji
Robert Enke przez lata ukrywał przed światem swoją walkę z depresją. Bał się, że zostanie niezrozumiany, wyszydzony, uznany za słabeusza. Ostatecznie choroba doprowadziła go do odebrania sobie życia. Wskoczył pod pędzący pociąg. Tuż po jego śmierci wdowa postawiła sobie jeden cel - już dłużej nie będzie milczała na temat psychicznej choroby, która dotknęła jej męża. Od lat robi wszystko, by nie była ona tematem tabu. Jej misją jest pomoc osobom z depresją oraz ich rodzinom.
Wydawało się, że wszystko idzie ku dobremu. Jak opisuje Ronald Reng w książce "Robert Enke. Życie wypuszczone z rąk", 9 listopada wieczorem niemiecki bramkarz wrócił do domu przed godziną 19.00 i zaproponował, że to on dziś położy spać córkę Leilę. Później razem z żoną obejrzał jeszcze program telewizyjny, a na koniec, tuż przed snem, wyznał Teresie miłość. "Kocham Cię, Terri" - mówił.
Wtedy kobieta nie miała pojęcia, że będą to jedne z ostatnich słów, jakie usłyszy z ust męża. Zwłaszcza, że nad ranem jeszcze inne zdarzenie zapaliło iskierkę nadziei na lepsze czasy. Robert zadeklarował, że idzie na trening. Mogło wydawać się to dziwne, bo jego drużyna miała akurat wolne, lecz on tłumaczył, że chce nadrobić braki. Teresa Enke odczytała to jako znak, że znów zależy mu na futbolu i na życiu.
Sama też miała plany na popołudnie. Razem z Leilą poszła do lekarza, a w drodze powrotnej kupiła wołowinę i figi, tak lubiane przez męża. Próbowała też dodzwonić się do Roberta, ale bez skutku. Jego telefon milczał. Liczyła, że spotka go już w domu, lecz tu również czekało na nią rozczarowanie.
Zadzwonił jej telefon. To był Joerg Neblung, menedżer i przyjaciel, który jako jeden z nielicznych wiedział, z jak poważnymi problemami zdrowotnymi mierzy się Enke. Kiedy usłyszał, że mężczyzna sam wyszedł z domu i nie ma z nim żadnego kontaktu, zmartwił się nie na żarty, a jego nerwy udzieliły się Teresie.
Powoli nastawał wieczór, a Roberta wciąż nie było z powrotem. Żona zatelefonowała do trenera bramkarzy, by dowiedzieć się, o której piłkarz skończył trening. Odpowiedź ją zmroziła. Okazało się, że jej męża wcale nie było dziś w klubie. Informację przekazała Joergowi, a ten polecił jej, by przeszukała sypialnię. Być może Enke zostawił tam jakąś wiadomość?
Gdy ściągała z półki gazety, na podłogę wypadła kartka. Podniosła ją i wtedy jej świat całkiem się zawalił.
Robert Enke popełnił samobójstwo. Zostawił żonie list pożegnalny
"Droga Terri, bardzo mi przykro, że..." - od tych słów zaczynał się list pożegnalny napisany przez bramkarza. W pierwszym momencie żona nie mogła czytać dalej. Wiedziała, co może oznaczać taki wstęp. Joerg, wciąż obecny przy słuchawce telefonu, zaalarmował policję.
Niedługo potem ustalono, co się wydarzyło. 10 listopada 2009 roku Robert Enke przez kilka godzin krążył po okolicach Empede. Podjechał na stację paliw, gdzie wymienił olej w samochodzie, a następnie udał się prosto na przejazd kolejowy w Eilvese. Dobrze znał rozkład jazdy, bo czasem dojeżdżał pociągiem na treningi. Wiedział, że o godzinie 18.15 jedzie pospieszny do Bremy. I nie zatrzymuje się na tej stacji, przejeżdża przez nią z dużą prędkością. Kiedy go zobaczył, wskoczył tuż pod pędzącą 160 km/h maszynę.
W czytanym później po wielokroć liście piłkarz wyjaśnił powody, które pchnęły go do samobójstwa. Nie mógł dać sobie rady z depresją i z ukrywaniem jej przed światem. Obawiał się, że jeśli przyznałby się do choroby, zostałby napiętnowany i wyśmiany. Nie potrafił znieść takiej myśli. Zresztą to właśnie dlatego, by uciąć wszelkie spekulacje i przerwać spiralę milczenia, Teresa Enke po jego śmierci ujawniła światu druzgocącą prawdę.
W zeszłym roku w rozmowie z dziennikiem "Schwabisches Tagblatt" podzieliła się przemyśleniami. Wyjaśniła, że jej mąż latami mierzył się z depresją. Zaczęło się jeszcze podczas występów w Borussii Moenchengladbach. Druga, znacznie groźniejsza, fala przyszła później, w trakcie pobytu w Katalonii. Bramkarz grał wtedy dla Barcelony i odczuwał ogromną presję. Tak mocno obciążyła ona jego psychikę, że w pewnym momencie miał problem z najprostszymi czynnościami, na przykład z założeniem butów.
Teresa czuła się bardzo samotna. Nie wiedziała, jak pomóc ukochanemu i właściwie nie mogła kogokolwiek się poradzić. Razem z Robertem mocno pilnowali, by nikt nie dowiedział się o problemach zdrowotnych. Czasami przychodziły jej do głowy myśli, których później sama wstydziła się przed sobą. "Próbowałam traktować Robbiego delikatnie, bałam się powiedzieć coś niedobrego. Ale miałam też w sobie złość i myśl: 'Człowieku, masz wszystko. Odnosisz sukces'. Byłam bardzo zła na siebie z powodu mojego gniewu" - wspominała.
Ciągle bała się, że mąż zrobi sobie coś złego. Nie pomagał fakt, że on sam nieraz wspominał o samobójstwie. Na domiar złego w 2006 roku ją i Roberta dotknęła niewyobrażalna tragedia. Na skutek wady serca zmarła ich 2-letnia córeczka, Lara. Rok po jej śmierci małżonkowie adoptowali Leilę.
Depresja ma różne fazy i oblicza. Enke "osiągnął wewnętrzny spokój, ponieważ zdecydował się zrobić ostatni krok"
Przez lata Teresa Enke nauczyła się, że depresja ma różne fazy i oblicza. Ale tuż przed śmiercią Roberta było inaczej niż przez cały poprzedni czas. Mężczyzna był spokojny, zdawał się cieszyć życiem. To zmyliło kobietę. Dopiero później znalazła wyjaśnienie tej sytuacji.
Ostatnia depresja była inna. To go przerażało. Może była też presja. Jako bramkarz reprezentacji Robert naprawdę chciał sprostać pokładanemu w nim zaufaniu (...). Zagrał jeszcze dwa mecze: w Kolonii i u siebie z Hamburgiem. Grał tam dobrze. Byłam zdumiona. Filmy pokazują go tuż po meczu. Robbi patrzy w niebo. Z perspektywy czasu widzę, że to już było skończone. Osiągnął wewnętrzny spokój, ponieważ zdecydował się zrobić ostatni krok. Nie wiedziałam tego. Byłam pełna nadziei
~ - wyznała.
Niezapomniane sceny na pogrzebie niemieckiego bramkarza. Trudno było powstrzymać łzy
Pogrzeb 32-letniego bramkarza był wielkim, poruszającym wydarzeniem. Na stadion w Hanowerze, który dziś znajduje się przy ulicy Roberta Enkego (w barwach Hannoveru 96 grał przez 5 lat, rozegrał 164 mecze), koledzy piłkarza wnieśli trumnę z jego ciałem. A to wszystko przy trybunach po brzegi wypełnionych kibicami chcącymi oddać hołd legendzie niemieckiej piłki. Uroczystości były transmitowane przez tamtejsze największe stacje telewizyjne.
Z głośników wybrzmiały żałobne kawałki i klubowy hymn, odśpiewano też dobrze znaną wśród piłkarskich fanów pieśń "You'll never walk alone". Na koniec wyświetlono na telebimie dwa chwytające za serce obrazki: daleki wykop piłki z ostatniego meczu Enkego oraz widok odjeżdżającego sprzed stadionu karawanu. Polały się łzy.
Złożenie do grobu odbyło się niedługo później, na cmentarzu, przy udziale wyłącznie rodziny i przyjaciół.
Teresa Enke wspiera osoby z depresją. Zachęca do szukania pomocy
Teresa Enke za cel postawiła sobie, aby śmierć jej męża nie poszła na marne. W 2010 roku powołała fundację imienia bramkarza, za pośrednictwem której pomaga ludziom w depresji oraz ich bliskim. Chce szerzyć wiedzę o chorobie i zrobi wszystko, by usuwać ten temat z kręgów tabu. Jej działania wspierają Niemiecki Związek Piłki Nożnej, Bundesliga oraz Hannover 96.
Kobieta wróciła do chwil, gdy jej mąż mierzył się z problemami. "Robert nie miał już zapału, bał się przyszłości. W pewnym momencie zaszło to tak daleko, że nie mógł już wstać. Często nie mogłam zrozumieć, dlaczego ktoś, kto jest tak silny, kto potrafi grać w piłkę przed dziesiątkami tysięcy ludzi, nie może wstać" - mówiła.
Ponieważ wielu krewnym trudno jest wczuć się w sytuację osoby dotkniętej chorobą, wraz z psychologami rozpoczęła projekt "Wrażenie Depresji", za pośrednictwem którego można w pewnym stopniu "wczuć się w depresję" w wirtualnej rzeczywistości. "Chcemy w ten sposób stworzyć akceptację dla choroby" - wyjaśniła.
Teresa Enke odzyskała spokój ducha. Uhonorowano ją nagrodą im. Ericha Kästnera za wkład w szerzenie wiedzy na temat depresji. Mówiła: "Myślę, że byłby szczęśliwy. Byłoby mu miło, gdyby zobaczył, że o tej tak powszechnej chorobie mówi się dziś tak otwarcie" - wyjaśniała w "Bunte".
I apeluje: "depresja to choroba, a nie słabość charakteru". Zachęca też do spróbowania terapii.
Korzystanie z pomocy specjalistów i wspieranie osób chorych jest teraz potrzebniejsze niż kiedykolwiek. Pandemia koronawirusa, wojna w Ukrainie, rosnąca inflacja - to według ekspertów czynniki mogące sprzyjać depresji. Dlatego trzeba uważać na siebie i innych. W razie potrzeby można skorzystać z Antydepresyjnego Telefonu Forum Przeciw Depresji (22 594 91 00), Telefonu Zaufania dla Osób Dorosłych w Kryzysie Emocjonalnym (116 123), Telefonu Zaufania dla Dzieci i Młodzieży (116 111) albo Antydepresyjnego Telefonu Zaufania (22 484 88 01).
Tekst pierwotnie ukazał się 1 listopada 2022 roku.