Po dobrym starcie sezonu Widzew w ostatnich pięciu meczach wygrał raz. Był już blisko czołówki, a spadł na ósme miejsce. Spotkanie z rewelacją pierwsze części rundy jesiennej - Piastem Gliwice mogło dać odpowiedź, na co tak naprawdę stać łodzian. Śląski zespół w końcówce okna transferowego stracił dwóch ważnych zawodników - najpierw do Rakowa Częstochowa odszedł obrońca Ariel Mosór, a potem w jego ślady poszedł Michael Ameyaw, który świetnie gra od początku sezonu. Na razie nie wiadomo, czy te luki uda się zapełnić, ale pierwszy mecz bez tej dwójki zakończył się remisem Piasta z Puszczą Niepołomice. Pierwsze dziesięć minut było dość spokojne, jakby obie drużyny starały się wybadać swoje możliwości. Widzew radził sobie z wysokim pressingiem Piasta, ale więcej nie był w stanie zdziałać. Za to w 11. minucie Sebastian Kerk świetnie podał do Imada Rondicia, ale strzał Bośniaka bramkarz odbił na rzut rożny. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego zza pola karnego strzelił Konrad Cybulski, Franstisek Plach znów świetnie zareagował, ale dobitki Imada Rondicia nie był w stanie odbić. Wydawało się, że gola nie będzie, bo asystent podniósł chorągiewkę. VAR sprawdził sytuację i okazało się, że jednak wszystko było zgodnie z przepisami. 1:0 dla Widzewa. Goście próbowali szybko odrobić straty. Mieli ku temu świetną okazję, bo Maciej Rosołek biegł na bramkę łodzian, ale w ostatniej chwili z interwencją zdążył Mateusz Żyro. Widzew przed przerwą jeszcze odpowiedział, ale tym razem Plach okazał się lepszy od Rondicia. Początek drugiej połowy należał do Piasta, który nawet zdobył gola, ale podający Michał Chrapek był na pozycji spalonej. Po chwili znakomitą okazję na podwyższenie zmarnował Hilary Gong, który miał przed sobą bramkarza i kopnął obok bramki Wciąż jednak groźniejszy byli goście. Po podaniu Arkadiusza Pyrki Chrapek niepotrzebnie podawał, bo zagranie przeciął Juan Ibiza. Piast atakował, Widzew próbował się odgryzać, ale kolejne bramki nie padały. Kwadrans przed końcem trenerzy zrobili kolejne zmiany, by przechylić szalę na swoją stronę. W doliczonym czasie Rafał Gikiewicz obronił w sytuacji sam na sam. A za chwilę mocne uderzenie Fabiana Piaseckiego.