Powiększenie puli uczestników mundialu było jednym z najgłośniejszych i najważniejszych tematów ostatnich wyborów sternika międzynarodowej federacji. Wiele słabszych sportowo związków widziało w pomyśle rozszerzenia szansę, aby zakwalifikować się do udziału w najważniejszym turnieju piłkarskim na świecie. 40 zespołów na mistrzostwach świata chciał Luis Figo, który zapowiadał start w wyborach na prezydenta FIFA, ale ostatecznie nie podjął walki o fotel szefa światowej piłki. Pomysł szybko podchwycił Gianni Infantino, który został szefem FIFA. Michał Listkiewicz, były prezes PZPN uważa, że sternik międzynarodowej federacji nie ma wyjścia. - Prezydent Infantino jest pod naciskiem telewizji, sponsorów, a więc podmiotów, które utrzymują światową piłkę. Wszyscy chcą więcej meczów, więcej produktu. Doskonale widać to również u nas, w postaci ESA37 czy w Czechach, gdzie obecnie pracuję - ocenia Listkiewicz, szef czeskich sędziów. - Każda tego typu zmiana ma swoje dobre i złe strony. To nie jest tak, że to pomysł samego Infantino, ale wniosek wszystkich federacji. To trochę jak z mistrzostwami Europy, kiedy wniosek o powiększenie puli zrobiły same federacji - uważa były selekcjoner reprezentacji Polski, Jerzy Engel. Warto przypomnieć, że Włoch ma już na koncie jedną reformę wielkiego turnieju. Infantino uchodzi za jedną z twarzy pomysłu powiększenia liczby drużyn, które występują w finałach Euro. Po ostatnim turnieju we Francji wielu ekspertów niepochlebnie odnosiło się do nowego formatu. Krytykowano różnicę sportową między najlepszymi a najsłabszymi oraz fatalny regulamin, który np. zmusił Albańczyków, by w hotelu przez kilka dni oczekiwali na decyzję, czy grają dalej, czy wracają do domu. Reformę mistrzostw Europy głośno kontestowali chociażby Niemcy - na czele z selekcjonerem reprezentacji Joachimem Loewem. Trudno więc oczekiwać, aby poparli ideę rozszerzenia mundialu. Pep Guardiola stwierdził z kolei, że rozszerzenie liczby uczestników mistrzostw świata może przyczynić się do "zabicia fizycznego zawodników". Hiszpan powiedział, że jest wiele innych, ciekawych propozycji, których wejście w życie mogłoby być ukłonem w stronę wycieńczonych przez terminarz piłkarzy. Ukłon w kierunku słabszych kosztem poziomu sportowego imprezy? Pomysł Infantino ewoluował i Włoch zaproponował, aby na finały mistrzostw świata przyjeżdżało aż 48 drużyn. Szef FIFA chce podzielić je na 16 grup, w których występowałyby po trzy zespoły. Do fazy pucharowej kwalifikowałyby się 32 najlepsze zespoły. Taki format sprawiłby, że w finałach rozgrywano by nie 64 (jak dotychczas), ale aż 80 spotkań. To aż 16 meczów więcej, a więc co najmniej 480 tysięcy biletów więcej do sprzedania, nie wspominając o kosztach praw do transmisji, które z pewnością wzrosłyby z racji powiększenia pakietu spotkań. Więcej drużyn, prawdopodobnie ze słabszych sportowo kontynentów, znacznie obniżyłoby prestiż turnieju, który raz na cztery lata przyciąga na stadiony tysiące kibiców, a przed telewizory miliony widzów z całego świata. - Poziom sportowy z pewnością się obniży, bo będą grały słabsze zespoły. Procent meczów silniej obsadzonych będzie mniejszy, a oglądalność telewizyjna tej wstępnej fazy spadnie, bo dla kibica niemieckiego mecz Bośni z Nową Zelandią nie będzie atrakcyjny. Co innego dla kibiców w tych krajach - prognozuje Michał Listkiewicz. Podobnego zdania jest były selekcjoner reprezentacji Polski. - Na pewno obniżyłoby to prestiż zawodów. Widzieliśmy poziom Euro, który był zdecydowanie niższy niż w poprzednich latach - twierdzi Engel. Mimo to obaj nasi rozmówce zgodnie twierdzą, że głosowaliby za rozszerzeniem imprezy. - Głosowałbym za. Dałbym możliwość sprawdzenia, jak ten format by funkcjonował i wtedy podjął decyzję, czy zostaje. Nie wolno niczego krytykować, bo nie wiemy, jak to by się sprawdziło - mówi były trener reprezentacji. - Znam Gianniego Infantino. To człowiek, który podejmuje zdecydowane decyzje i nie boi się ich. Dlatego sądzę, że jeżeli tylko reforma by się nie sprawdziła, z pewnością natychmiast by ją wycofano - dodaje. - Głosowałbym za, bo rozumiem, że nie da się działać bez wsparcia możnych sponsorów czy telewizji. FIFA sama nie przeżyje, nie będzie w stanie utrzymać takiego wielkiego turnieju z samej sprzedaży biletów - mówi były prezes PZPN-u, który dostrzega również "szlachetniejsze" cele. - Rozszerzenie mogłoby pomóc w podniesieniu poziomu w tych słabszych krajach i spopularyzować tam piłkę. Udział w takiej imprezie, co widać również u nas, daje impuls do uprawiania tego sportu - dodaje. Rewolucja klubowego mundialu Sternik FIFA zaproponował również zmiany w klubowych mistrzostwach świata. Obecnie turniej odbywa się co roku - w grudniu, a uczestniczą w nim triumfatorzy klubowych rozgrywek ze wszystkich kontynentów oraz gospodarz (łącznie siedem drużyn). Infantino chciałby natomiast, aby klubowe mistrzostwa świata obywały się co cztery lata - w latach nieparzystych, kiedy nie odbywają się reprezentacyjne mistrzostwa Europy i świata. Włoch nie zdradził jednak, jak chciałby to pogodzić chociażby z mistrzostwami Ameryki Południowej (turniej Copa America rozgrywany jest właśnie w latach nieparzystych). Tajemnicą poliszynela jest fakt, że turniej miałby być konkurencyjny z rozgrywkami Ligi Mistrzów i Ligi Europejskiej pod egidą UEFA, które generują gigantyczne zyski dla europejskiej federacji. - Z reformą klubowych mistrzostw świata będzie większy problem niż z rozszerzeniem mundialu, bo te mistrzostwa od lat są już kontestowane przez te największe kluby. FIFA musiała nawet interweniować, gwarantując większe gratyfikacje - ocenia Michał Listkiewicz. W imprezie, po rewolucji a’la Infantino, miałyby występować 32 zespoły. Prawdopodobnie wszystko odbywałoby się w aktualnym formacie reprezentacyjnego mundialu. Gwarantowałoby to co najmniej trzy mecze z udziałem najlepszych zespołów świata, jak np. Barcelony, Realu, Bayernu Monachium czy Manchesteru City. Obecnie triumfator Ligi Mistrzów gra jedynie dwa mecze. - U podstaw każdej takiej decyzji leży taka myśl, aby zadowolonych było jak najwięcej. Chodzi również o to, aby znaleźć formułę, która będzie najlepiej dotowana - twierdzi Jerzy Engel. Dla kibica z pewnością, turniej byłby znacznie bardziej atrakcyjny i zyskałby na prestiżu. Wadą pomysłu pozostaje jednak skoordynowanie terminarza z rozgrywkami reprezentacyjnymi na innych kontynentach. Nie wiadomo również, jak do idei odniosłyby się kluby, które otwarcie krytykują już łatwiejszą ścieżkę kwalifikacyjną do Ligi Mistrzów dla słabszych sportowo krajów, nie wspominając meczów z mistrzami Afryki czy Oceanii. - FIFA będzie miała problem, aby przekonać kluby. Obecny format jest optymalny i wynika z kompromisu pomiędzy nią, a klubami. Wystawienie rezerwowych dla tych wielkich klubów też nie jest rozwiązaniem, bo można nadszarpnąć wizerunek, przegrywając na przykład z mistrzem Azji - analizuje były szef PZPN-u. - Sponsorzy też nie zaakceptują sytuacji, w której na imprezę przyjeżdża zespół rezerw - dodaje. 9-10 stycznia w Zurychu odbędzie się posiedzenie rady FIFA, na której Włoch oficjalnie zaproponuje swoje pomysły. Rozszerzenie mundialu miałoby wejść w życie od turnieju w 2026 roku. Infantino nie zdradził, kiedy chciałby zrewolucjonizować klubowe mistrzostwa świata. Autor: Kamil Kania