Real Madryt, wygrywając w El Clasico z FC Barceloną kilkanaście dni temu praktycznie przypieczętował tytuł mistrzów Hiszpanii. Po tym spotkaniu bowiem podopieczni Carlo Ancelottiego mieli już aż 11 punktów przewagi nad "Dumą Katalonii" i została ona utrzymana w kolejnej kolejce. To wszystko zawodnicy prowadzeni przez doświadczonego Włocha osiągnęli w bardzo mocno osłabionym składzie. Przed sezonem z drużyną pożegnał się bowiem Karim Benzema. Zaprzepaszczona szansa Bayernu. Niebywała kanonada w hitach Bundesligi W trakcie przygotowań do nowych rozgrywek więzadła krzyżowe w kolanie zerwał Thibaut Courtois, a kilka dni później to samo przytrafiło się Ederowi Militao. W grudniu do grona poważnie kontuzjowanych dołączył David Alaba. Ancelotti nie mógł więc przez zdecydowaną większość sezonu korzystać z tercetu, który doprowadził "Los Blancos" do podwójnej korony w sezonie 2021/2022. Mimo tego Włoch nie szukał wymówek, klub nie zrobił transferów, a trener musiał działać na mocno okrojonej kadrze. Bellingham strzela, Real wygrywa. Mistrzostwo już dziś? Tym większym sukcesem będzie ewentualne zwycięstwo w rozgrywkach La Liga i odebranie tytułu z rąk FC Barcelony, aby tak się jednak stało już w sobotę Real musiał pokonać na własnym stadionie Cadiz, a potem czekać na wynik meczu Barcelony z Gironą. Włoch, mając w głowie już mecz rewanżowy z Bayernem Monachium, zdecydował się wymienić praktycznie cały pierwszy skład. Wydarzeniem meczu był powrót między słupki właśnie Thibaut Courtois. W pierwszym składzie zagrali także Arda Guller i Eder Militao. W XI zabrakło: Viniciusa Juniora, Jude'a Bellinghama czy Antonio Ruedigera. Jasne było, że nie zobaczymy więc najlepszej możliwej wersji Realu Madryt tego popołudnia i tego przypuszczenia potwierdziła pierwsza połowa, w której to "Królewscy" nie stworzyli sobie żadnej stuprocentowej sytuacji. Najgroźniej pod bramką Ledesmy było po strzale z dystansu w wykonaniu Edera Militao z ponad 30 metrów od bramki gości. Golkiper z tym uderzeniem sobie poradził. Wiele więcej oba zespoły w pierwszej połowie nie pokazały, co poskutkowało bezbramkowym remisem. Lewandowski wyszedł i się zaczęło. Istne szaleństwo. A FC Barcelona nagle ogłasza Druga połowa w wykonaniu gospodarzy była już wyraźnie lepsza, a przede wszystkim konkretna. "Królewscy" pokazali twarz, którą znają kibice z Ligi Mistrzów. Podopieczni Carlo Ancelottiego nie mieli jakiejś niesamowitej liczby okazji, ba gol na 1:0 to bramka "z niczego". Znakomicie na lewym skrzydle odnalazł się Brahim, który wszedł w buty Viniciusa. Marokańczyk nawinął obrońcę, ściął do środka i uderzył idealnie w okienko bramki Cadiz. Dzięki temu Real wyszedł na prowadzenie. Do strzelenia drugiego gola niezbędny był Jude Bellingham, który wszedł na murawę na ostatnie pół godziny spotkania. Anglik znakomicie rozpoczął akcję, zagrał do Luki Modricia, po czym udał się w pole karne. Piłka trafiła do Brahima, który bez chwili zawahania zagrał dokładnie tam, gdzie znajdował się Anglik. Bellinghamowi nie pozostało już nic innego, jak tylko dołożyć stopę. Futbolówka zatrzepotała w siatce, a 20-latek strzelił swojego 18. gola w tym sezonie La Liga i zbliżył się na odległość jednego trafienia do Artema Dovbyka oraz odskoczył Robertowi Lewandowskiemu na dwa gole. W ostatniej minucie spotkania gola na 3:0 strzelił jeszcze Joselu, który wykorzystał podanie Nacho.