Wczoraj w stolicy Senegalu Dakarze odbyła się uroczysta gala, podczas której ogłoszono wyniki na najlepszego piłkarza Afryki w 2018. Głosowali dziennikarze, byłe gwiazdy, a także trenerzy i kapitanowie wszystkich afrykańskich reprezentacji. Bezapelacyjnie zwyciężył Mohamed Salaha, który wyprzedził swojego klubowego kolegę z Liverpool FC Sadio Mane. Trzeci był Gabończyk Pierre-Emerick Aubameyang. Nie jest to jedyna ważna decyzja podjęta przez działaczy Afrykańskiej Konfederacji Piłkarskiej (CAF), którzy pod koniec listopada zdecydowali o tym, że odbierają Kamerunowi prawa do organizacji Pucharu Narodów Afryki w 2019. Powodem były opóźnienia w planowanej rozbudowie, trudna sytuacja gospodarcza oraz zagrożenie ze strony terrorystycznej organizacji Boko Haram, która destabilizuje region. Nie pomogły prośby i monity choćby samego Samuela Eto’o, czterokrotnego Piłkarza Roku w Afryce. W tej sytuacji, na niewiele ponad pół roku przed rozpoczęciem turnieju (15 czerwca - 13 lipca), CAF musiał zdecydować komu powierzyć zorganizowanie dużego turnieju, w którym po raz pierwszy zagrają aż 24 reprezentacje. Po tym, jak organizację odebrano Kamerunowi, zgłosiły się dwa kraje, Egipt oraz Republika Południowej Afryki. Oba państwa w tym wieku organizowały już PNA - Egipcjanie w 2006, a RPA w 2013. Dodatkowo ci ostatni byli też organizatorami pierwszego afrykańskiego mundialu przed dziewięciu laty. Ostatecznie wybór padł na Egipt. Od razu też pojawiły się głosy odnośnie bezpieczeństwa. W 2012 roku w zamieszkach na stadionie w Port Said zginęło ponad 70 osób. W sezonach 2011/12 i 2012/13 z powodu napiętej sytuacji, tamtejsza liga w ogóle nie zakończyła rozgrywek. Teraz jest spokojniej, ale obawy o bezpieczeństwo i tak będą. To nie pierwszy raz, kiedy w ostatnim czasie Puchar Narodów jest przenoszony z jednego kraju do drugiego. W 2013 RPA zastąpiło Libię, gdzie trwała wojna domowa. Z kolei cztery lata temu, z powodu wirusa Ebola, z organizacji zrezygnowało Maroko, a turniej rozegrano w Gwinei Równikowej. zich