Coraz częściej pojawiają się informacje, że obciążenia treningowe nałożone na piłkarzy były zbyt duże, a Duszan Radolsky mówiąc po piłkarsku zawodników "zajechał". Z oczywistych względów takich diagnoz nie chcą stawiać grający w Grodzisku piłkarze. Więcej powiedzieć mogą zawodnicy, którzy współpracę ze słowackim szkoleniowcem już zakończyli. Jednym z nich jest Jan Woś, który wrócił do Odry Wodzisław. - Wcale się nie dziwię. Jasiu jest zajechany, a trenował z Grodziskiem tylko dwa tygodnie - bez ogródek stwierdził klubowy kolega Wosia, Paweł Sibik. Sam Woś jest bardziej wyważony w słowach. - Trenowaliśmy nawet cztery razy dziennie. Jeśli treningi były dwa, to z kolei bardzo intensywne. Chłopaki faktycznie mogli tego nie wytrzymać, ale ja nie chcę takich rzeczy mówić - powiedział "Przeglądowi Sportowemu". Radolsky nie zgadza się z zarzutami. - W turnieju w Turcji wystąpiliśmy, by wejść w rytm meczowy. Chodziło o symulację walki takiej, jak w lidze. A w okresie przygotowawczym zawodnicy mieli wystarczająco czasu na regenerację i nie zostali przeciążeni - powiedział Radolsky "PS".