Wizyta czołowej ekipy Ekstraklasy na łódzkim stadionie dla kibiców, a także piłkarzy Widzewa była dużym wydarzeniem, które z trybun oglądało blisko 15 tysięcy widzów. Gospodarze wtorkowego spotkania ostatni raz z rywalem z najwyższej klasy rozgrywkowej mierzyli się bowiem pięć lat temu, kiedy występowali jeszcze w Ekstraklasie oraz centralnym szczeblu Pucharu Polski. Od tamtej pory - po upadku klubu w 2015 roku - o powrót na piłkarskie salony czterokrotny mistrz kraju walczy w niższych ligach i na razie udało mu się dotrzeć do 2. ligi, czyli na trzeci poziom rozgrywkowy w kraju. Na boisku nie było jednak widać różnicy dwóch klas rozgrywkowych dzielących oba zespoły. Widzew, w którego składzie występowało kilku graczy znanych z Ekstraklasy - w tym m.in. były napastnik Śląska Marcin Robak i bramkarz Wojciech Pawłowski, a także Mateusz Możdżeń, czy Daniel Mąka - nie ustępował drugiemu garniturowi Śląska (z ligowego składu zostali tylko Jakub Łabojko i Erik Exposito). W pierwszej połowie najwięcej emocji wzbudziła jednak akcja... policji, która armatką wodną ugasiła race zapalone przez kibiców gości, przez co mecz został przerwany przez arbitra na kilka minut. Po przerwie wydawało się, że bliżej zdobycia gola są goście, ale strzały Mateusza Cholewiaka i Roberta Picha obronił Pawłowski. W końcówce skuteczniejsi okazali się podopieczni trenera Marcina Kaczmarka. Bohaterem gospodarzy był Robak, który dwukrotnie trafił do bramki swojego byłego klubu. W 85. minucie biodrem skierował piłkę do siatki po uderzeniu Konrada Gutowskiego, a w doliczonym czasie gry wykorzystał rzut karny, który sam wywalczył. - Cieszę się z tych bramek, ale najważniejsze, że pokonaliśmy bardzo dobrą drużynę, jaką jest Śląsk. Wiedzieliśmy, że jego piłkarze potrafią grać w piłkę, ale pokazaliśmy na tle dobrego rywala, że też mamy swoje atuty, potrafimy kreować sytuacje i grać ofensywnie - zaznaczył 36-letni napastnik, który w poprzednich rozgrywkach był najskuteczniejszym graczem Śląska. Przyznał, że dla niego to był wyjątkowy mecz, ponieważ - jak mówił - we Wrocławiu spędził dwa udane sezony. Trener Widzewa dodał, że takie zwycięstwo pozostaje w pamięci i dało ono wiele radości kibicom, którzy od wielu lat nie mieli okazji oglądać swoich piłkarzy w starciu z ekstraklasowym przeciwnikiem. - I to jeszcze oglądać Widzew zwycięski. Mogę tylko pogratulować zespołowi charakteru, dużego zaangażowania, momentami niezłej gry w piłkę. Cieszymy się, ale jako trener muszę myśleć już o tym, co nas czeka za chwilę w lidze - podkreślił Kaczmarek. Jak mówił, czeka na kolejnego rywala w Pucharze Polski, ale jednocześnie zaznaczył, że priorytetem są rozgrywki ligowe i awans na zaplecze elity. Opiekun Śląska Vitezslav Lavicka podsumował, że gospodarze okazali się wymagającym rywalem, a jego zespół nie zagrał w Łodzi tak, jak tego oczekiwał. - Nie możemy być zadowoleni, bo chcieliśmy wygrać i awansować. Zrobiliśmy jednak błędy w obronie, które łodzianie wykorzystali. Dziś wystąpili zawodnicy, którzy czekają na swoją szansę, ale niektórzy byli trochę oszołomieni tą bardzo piłkarską atmosferą na trybunach - tłumaczył czeski szkoleniowiec wicelidera Ekstraklasy. Jak poinformowała na Twitterze łódzka policja, jeszcze przed meczem ochrona ujęła 22 osoby, które usiłowały wnieść na stadion materiały pirotechniczne. Dodano, że na wniosek organizatora, na terenie obiektu skutecznie interweniowała policja. - Kibice drużyny gości próbowali sforsować zabezpieczenie sektora kibiców gospodarzy i odpalili race - napisano. Swojego rywala w 1/16 finału Widzew pozna w piątkowym losowaniu. Klub z Łodzi w rozgrywkach Pucharu Polski triumfował raz, w 1985 roku. Bartłomiej Pawlak Puchar Polski: wyniki, strzelcy, terminarz