Maciej Słomiński, Interia: Na półmetku poprzedniego sezonu I ligi Olimpia Grudziądz była na piątym miejscu, mając w składzie najlepszego strzelca zaplecza Ekstraklasy, Omrana Haydary’ego. Zdecydowaliście się sprzedać reprezentanta Afganistanu do Lechii Gdańsk i spadliście do II ligi. Może trzeba go było zatrzymać? Tomasz Asensky, prezes Olimpii Grudziądz: - Długo to analizowaliśmy. Często trzeba odcinać kolejne kończyny, by przeżyć. Bez środków z tego transferu byłoby to raczej niemożliwe. Za Omrana pozyskaliśmy Jose Embalo, który podczas przygotowań do rundy strzelał jak na zawołanie. Niestety pandemia, przerwany sezon, kontuzja Embalo, na pięć kolejek przed końcem wypadł również nasz czołowy snajper, Joao Augusto. Ten splot niekorzystnych okoliczności spowodował, że spadliśmy z zaplecza Ekstraklasy. Gdy patrzę na skład Olimpii Grudziądz przy piłkarzach jest wiele ciekawych flag. Biorąc jedynie pierwszą literę alfabetu - Afganistan, Albania, Armenia. A to jeszcze nie koniec. To świadoma polityka? Na tym poziomie ligowym w teorii powinno się stawiać na młodych, rodzimych graczy. - Jako prezes klubu chciałbym mieć 25 młodych, zdolnych Polaków, którzy bronią się sportowo i mogą przynieść ewentualne przychody z tytułu transferów, ale nas na to nie stać. Ekonomia wygrywa, sentyment idzie na dalszy plan. Kontraktujemy piłkarzy z zagranicy, których staramy się odbudować i wypromować, z korzyścią dla klubu. Ci piłkarze znają swoją wartość sportową oraz etap na którym się znaleźli. Dzięki temu są skłonni grać za relatywnie nieduże pieniądze. Jest to polityka świadoma. Mamy dobre doświadczenia z obcokrajowcami. Wielu z nich udowodniło , że są w stanie zaoferować wysoką wartość sportową i przynosić profity dla klubu. Oczywiście, swoje kryteria mamy, nie starczy być z innego kraju, zadzwonić do Olimpii i z miejsca dostaje się angaż. Przykłady takich piłkarzy jak wspomniany Haydary czy np. Dani Ramirez, którego odbudowałem jeszcze za czasów mojej pracy w Stomilu Olsztyn, pokazują że warto. Rozmawialiśmy wiosną już po wybuchu pandemii koronawirusa i miał pan dość podbramkową sytuację finansową w klubie. - Gdy obejmowałem klub w maju 2019 roku sytuacja była trudna, dużo zobowiązań, wydawano więcej niż zarabiano. Udało nam się dobrze trafić z transferami, w poprzednim sezonie zarobiliśmy na nich około miliona złotych, w kolejnych okienkach dołożyliśmy kolejne 500 tysięcy. Byli piłkarze Olimpii grają dziś na poziomie Ekstraklasy: wspomniany Haydary, Wojciech Muzyk, Tiago Alves. Dominik Frelek jest w Podbeskidziu Bielsko-Biała, Jakub Łukowski w Miedzi Legnica, Mohamed Medfai w portugalskim Maritimo. Dzięki tym ruchom płynność finansowa poprawiła się. Miasto, ze względu na trudną sytuację finansową, zmniejszyło nasz kapitał o 1,5 miliona złotych, mimo tego funkcjonujemy dalej, spłacając przy okazji stare długi. Jak wygląda funkcjonowanie klubu w II lidze w czasie zarazy? - Niestety, przytrafiło się nieszczęście w postaci spadku z I ligi. Wpływy z PLP (Piłkarska Liga Polska), PZPN, praw telewizyjnych, bukmacherki są mniejsze łącznie o około milion złotych niż były. Działamy obecnie na podstawie planu restrukturyzacyjnego, taki był wymóg właściciela klubu, Miasta Grudziądz. Musieliśmy założyć limit na wynagrodzenia, coś w rodzaju funkcjonującego w NBA, "salary cap". Gramy bardzo skromnym budżetem, to około trzeciej części tego co mieliśmy rok wcześniej. Musimy odpokutować stare grzechy. Z tego sezonu chcemy wyjść bez ujemnych liczb i budować na zdrowych fundamentach. Okoliczności nie są sprzyjające. Wirus daje nam się wszystkim we znaki. Nie możemy realizować wszystkich umów sponsorskich. Hasło "prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie" jest aktualne jak nigdy. Grudziądz bardziej niż z piłką kojarzy się z żużlem. Konkurujecie z "czarnym sportem"? - Czasy są takie, że nie będziemy narzekać. Środki są dzielone na podobnym poziomie. Każdy realizuje swoją strategię. Żużel oczywiście pierwszy wszedł na wysoki poziom ligowy, stał się sportem wiodącym w regionie. My też mieliśmy swoje chwile, jak w sezonie 2012/13, gdy miałem okazję być trenerem Olimpii, doszliśmy do ćwierćfinału Pucharu Polski. Nasz klub był na fali wznoszącej, po drodze wyeliminowaliśmy Pogoń Szczecin, Lecha Poznań, by dopiero w ćwierćfinałowym dwumeczu ulec Legii Warszawa. Frekwencja w tamtym czasie była imponująca, jak na tzw. "Piłkarskiego Kopciuszka". Rozmawiamy przed meczem Pucharu Polski z Lechią Gdańsk (transmisja we wtorek, 17 listopada o godz. 17.30 w Polsat Sport News). Jak traktujecie to spotkanie? Lechia jest na siódmym miejscu w PKO Ekstraklasie, Olimpia na 14. pozycji w II lidze, co znaczy że dzieli was ponad 40 lokat w ligowej hierarchii. Czy myślicie o wygranej? - Ubolewamy, że mecz odbędzie się bez udziału publiczności. Po spadku z I ligi spotkanie z zespołem, który dobrze sobie radzi w Ekstraklasie, ma do Grudziądza niedaleko, byłoby zastrzykiem dla naszej klubowej kasy. Dla nas ten dzień będzie świętem, będziemy chcieli stworzyć ciekawe widowisko, udowodnić, że mamy dobrych piłkarzy. Nie będzie oszczędzania kogokolwiek. Nie chcemy powtórki sprzed dwóch lat, gdy Olimpia rywalizowała w I lidze i przegrała w Pucharze Polski u siebie z Wisłą Płock aż 2-7. Nasz plan minimum jest taki, by Lechia musiała się z nami sporo namęczyć. Gdybym, przed kilkoma laty nie wierzył, że jesteśmy w stanie wyeliminować Lecha Poznań pewnie byśmy ich nie ograli. Omran Haydary często was odwiedza w Grudziądzu. Z jego transferem do Lechii było trochę zamieszania.Mówił pan wtedy: "Jestem w ciągłym kontakcie z prezesem Mandziarą. Wiemy jaki jest czas, szef Lechii zapewnił mnie, że do końca miesiąca dostaniemy środki. Dotrzymał słowa, 29 kwietnia otrzymaliśmy pieniądze w kwocie podstawowej. Na bonus będziemy musieli poczekać do końca lipca. Jednak, w tak trudnym czasie nie tylko dla piłki nożnej, należy docenić realizację przelewu przez Prezesa Mandziarę.". - Zgadza się, były minimalne opóźnienia, ale prezes Mandziara zrozumiał naszą sytuację, zachował się w porządku, za co mu dziękuję. Z Haydarym wciąż jesteśmy w dobrych relacjach, to sympatyczny dzieciak, nazywa mnie drugim ojcem. No wie pan, nie wiadomo co to oznacza w islamie. - Żarty na bok. Śledzę grę Omrana w Ekstraklasie, widzę że idzie mu coraz lepiej, coraz więcej wnosi do gry Lechii, z czego się cieszę. Pucharowy mecz będzie spotkaniem dwóch kumpli z reprezentacji Afganistanu, stąd zainteresowanie w tym kraju meczem Olimpii z Lechią jest ogromne. Po dwóch stronach stają Omran Haydary, ulubieniec tamtejszej publiczności i Omid Popalzaj który ma większe reprezentacyjne doświadczenie. Obaj zawodnicy urodzili się w Azji, a dorastali w Holandii, wiele ich łączy. To będzie bardzo ciekawe starcie. Grudziądz to 100-tysięczne miasto, blisko nad morze, blisko do Łodzi, blisko do autostrady A1. Stawiam tezę, że powinniście grać na zapleczu Ekstraklasy. Co pan na to? - Taki jest plan, by wrócić na ten poziom. Pamiętając o zaległościach, które ciągną się od roku 2013, powstaje pytanie, czy żyć na kredyt i ryzykować awans w kolejnym sezonie po spadku, czy najpierw stworzyć solidne podstawy finansowe? W 2023 roku obchodzić będziemy piękny jubileusz 100-lecia, dobrze byłoby go spędzić na szczeblu I-ligowym, byłby to dziesiąty sezon klubu na tym poziomie. Stąpamy twardo po ziemi, drużyna była budowana od nowa, świadomie zatrudniliśmy trenera Pawła Crettiego, który potrafi pracować z młodymi piłkarzami. Jeśli wyjąć 37-letniego Łukasza Sapelę średnia wieku to koło 21 lat. Baza jest, pracujemy nad nadbudową. Na koniec chciałem zapytać o pana. Dziś jest pan prezesem, ale długo był ligowym trenerem. Czy jest pan spełniony jako szkoleniowiec? A może powrót do szatni wciąż kusi? - Spełniony jest ten trener, który zdobył trofea jak Jurgen Klopp albo Carlo Ancelotti. Coś osiągnąłem, ale niedosyt jest. Mam już 50 lat, kibicuję trenerowi Crettiemu, żeby jemu się wiodło. Życie pisze niespodziewane scenariusze, jednak dopóki będę prezesem nie myślę o powrocie do zawodu trenera. Nie byłoby to uczciwe, choćby względem obecnego szkoleniowca. Podejrzewano mnie, że ja tu rozdaję karty, ale to nieprawda. Trenerzy odpowiadają za swoją robotę, a ja za swoją. Rozmawiał Maciej Słomiński