Przed rokiem drużyna wciąż schodziła na ziemię. I było to twarde lądowanie. Jeszcze przed klęską z Bayernem w ćwierćfinale Ligi Mistrzów Arturo Vidal mówił: - Jesteśmy najlepszą drużyną świata i jutro to udowodnimy. Barcelona poza Europą 24 godziny później brzmiało to jak bezmyślna fanfaronada. Wynik 2-8 to nie tylko najwyższa porażka Barcelony w europejskich rozgrywkach, ale też najwyższe zwycięstwo Bayernu w poprzedniej edycji Ligi Mistrzów. Bawarski walec sam był zażenowany sposobem w jaki przejechał się po rywalu, który jeszcze parę lat wcześniej był wzorem dla wszystkich. Od tamtej pory Barcelona nieporadnie próbowała odbić się od dna. Do drużyny weszli młodzi: Pedri, Ansu Fati, Ronald Araujo, Oscar Mingueza, Francisco Trincao. Gwiazdy wciąż nie spełniały nadziei. Barca miewała lepsze dni, ale od wielkich rywali odbijała się regularnie. 1-3 z Realem Madryt, 0-3 z Juventusem Turyn, 0-1 z Atletico Madryt i wreszcie najboleśniejsza klęska 1-4 z PSG w pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów na Camp Nou. Katalończycy oswajali się z faktem, że nie należą już do europejskiej czołówki. Dlatego taka noc jak wczoraj była im szczególnie potrzebna. Sevilla przybyła na Camp Nou, mając dwa gole przewagi z pierwszego meczu. Połowę strat odrobił szybko Ousmane Dembele, który zagrał w 18. kolejnym spotkaniu i nie doznał urazu. Wcześniej notorycznie się leczył. Dziś gra w podstawowym składzie i miewa przebłyski wielkiego talentu. Swój moment chwały zaliczył też weteran Gerard Pique, zdobywając złotą bramkę w 4. minucie doliczonego czasu gry, na sekundy przed ostatnim gwizdkiem arbitra. Asystę zaliczył Antoine Griezmann, który w 63. minucie wszedł z ławki. Dla francuskiego mistrza świata rola dżokera jest ogromnym rozczarowaniem. Na więcej jednak nie zasłużył, wciąż gra co najwyżej przeciętnie. Tiki taka to styl, którego jeszcze nie zgłębił. Nie można chcieć więcej? Leo Messi jest liderem drużyny, choć coraz częściej serwuje sobie spacery po boisku. Niezwykłe było widzieć radość sześciokrotnego laureata Złotej Piłki po awansie do finału Pucharu Króla - rozgrywek, które wygrał sześć razy. Media hiszpańskie nazywają sukces Barcelony epickim. Zespół Ronalda Koemana pokazał charakter, choć chwilami tracił kontrolę nad swoim losem, jak przy rzucie karnym Lucasa Ocamposa, który obronił Marc-Andre ter Stegen. Za najlepszego gracza meczu uznano Pedriego. Kilku piłkarzy Barcelony przeżyło wzlot w środowy wieczór. Nawet bezproduktywny przez 95 minut Jordi Alba, który zaliczył asystę przy dającej awans do finału bramce rezerwowego Martina Braithwaite’a. - Nie mogę oczekiwać więcej od moich piłkarzy - powiedział wzruszony Koeman. Osiągnęła Barcelona poziom Sevilli, czyli w skali Europy przeciętny. Wobec plag spadających na klub, to jednak krok we właściwym kierunku. Jest szansa na pierwsze trofeum od dwóch lat. Na przełamanie marazmu i pesymizmu. Może zwycięstwo nad Sevillą w dramatycznych okolicznościach to tylko incydent, a może punkt zwrotny? Finał 17 kwietnia w Sewilli. Rywalem będzie Levante lub Athletic Bilbao - dziś grają rewanż w Walencji. W pierwszym meczu w Bilbao było 1-1. Dariusz Wołowski