Wydawało się, że tego węzła gordyjskiego nie da się odplątać. Z początkiem sezonu 2023/24 kibice Arki Gdynia zniknęli z trybun kameralnego, ale przeważnie głośnego i gorącego Stadionu Miejskiego. Powód? To przede wszystkim brak awansu do Ekstraklasy przy trzeciej kolejnej próbie. Rozgoryczenie w Gdyni było ogromne i wynikało głównie z powodu niesatysfakcjonujących wyników, choć oczywiście mówiono i pisano o złych praktykach organizacyjnych i przede wszystkim grzechu pierworodnym - właścicielem Arki w 2020 r. została rodzina Kołakowskich - formalnie jest nim oraz prezesem Michał, syn znanego agenta piłkarskiego Jarosława. To oczywisty konflikt interesów, a skład Żółto-Niebieskich stanowili prawie w komplecie reprezentanci agencji KFM. Razem z bojkotem finansowanie klubu zawiesił główny mecenas Arki - miasto Gdynia. "Do czasu zakończenia konfliktu". Tymczasem stała się rzecz niespodziewana, a może właśnie w polskich realiach ligowych, gdzie wszystko jest na opak, właśnie jak najbardziej spodziewana - drużyna trenera Wojciecha Łobodzińskiego, pozbawiona wsparcia kibiców zaczęła grać jak z nut i po szóstej kolejnej wygranej (3-1 z Zagłębiem Sosnowiec) została liderem I-ligowej tabeli. W międzyczasie Kołakowscy, którzy zarzekali się, że klubu nie sprzedadzą, doszli do wstępnego porozumienia z Marcinem Gruchałą, który reprezentuje środowisko lokalne. Żeby nie było za pięknie, w międzyczasie na scenie pojawił się poprzedni właściciel Dominik Midak, który wciąż nie otrzymał zapłaty za sprzedaż Arki w 2020 r. Arka Gdynia. Koniec bojkotu kibiców Wówczas to Midak stał się "tym złym", a w kibicowskich mediach zaczęły się pojawiać się artykuły, że w sumie Kołakowscy nie są źli, że dobrze prowadzili klub itd. Efektem tej swoistej zmiany sojuszy jest ogłoszony dziś koniec kibicowskiego bojkotu. W liście intencyjnym jest mowa również o wznowieniu współpracy z miastem Gdynia - realia są jednak takie, że przelew należnych środków na konto klubowe może nastąpić dopiero po nowym roku. Czy wówczas już kto inny będzie właścicielem Arki Gdynia? Traf chciał, że pierwszym meczem, na który przyjdą kibice będę derby Trójmiasta, w których Arka podejmie Lechię Gdańsk - 24 listopada o godz. 20:30. To będzie mecz nie tylko o prymat w regionie, a również o przodownictwo w tabeli - Arka jest dziś pierwsza, a Lechia trzecia z zaledwie trzypunktową stratą. Tymczasem po drugiej stronie barykady również trwają przygotowania do wielkich derbów Trójmiasta. Już jutro Lechia Gdańsk zmierzy się w meczu towarzyskim z reprezentacją Ukrainy. Tak, to nie pomyłka, "Zbirna" wybrała właśnie Biało-Zielonych jako ostatniego sparingpartnera przed decydującym o awansie na Euro 2024 meczem z Włochami w Leverkusen. Szkoda tylko, że spotkanie zobaczy jedynie garstka widzów - na prośbę gości mecz zostanie zamknięty zarówno dla widzów jak i mediów. To na polu sportowym. Jeśli chodzi o sprawy kibicowskie, fani Biało-Zielonych nie będą mogli zasiąść na trybunach stadionu miejskiego w Gdyni. To reperkusja ostatniego meczu Lechii Gdańsk jeszcze w Ekstraklasie. To pamiętny mecz z Piastem w Gliwicach, który został przerwany przez race rzucane przez kibiców gości na murawę. Spotkanie zakończyło się walkowerem dla Piasta, a kibice Lechii ukarani zakazem wyjazdowym do końca roku 2023. Trwają prace nad tym, aby fani gdańskiego klubu mogli razem obejrzeć derby Trójmiasta w stolicy województwa pomorskiego. Maciej Słomiński, INTERIA