Przy pierwszej próbie łączenia, z głośników telewizorów popłynął trzask i szum, a następnie za komentowanie wziął się ze studia w Warszawie Jacek Jońca. Kilka minut później nastąpiła druga próba łączenia z Januszem Basałajem i znów z głośników wydobył się trzask i szum. - Linie nakładały się na siebie, powstało sprzężenie, powodujące zakłócenia. Estończycy nie wywiązali się ze swoich obowiązków i poniosą z tego powodu koszty - wyjaśnił w "Przeglądzie Sportowym" wydawca transmisji Ryszard Łabędź. W drugiej połowie mecz komentował już Basałaj, ale była to relacja przez telefon, dlatego nie było słychać drugiego komentatora.