Trener "Czerwonych Diabłów", Erik ten Hag dość cierpliwie znosił całe zamieszanie. W ostatni dzień okna transferowego nie bał się nawet posadzić największej gwiazdy Premier League na ławce rezerwowych. Zresztą był to trzeci mecz z rzędu, który Cristiano Ronaldo zaczynał w tej roli. A jednak, mimo wszystko, okazało się, że CR7 nigdzie nie idzie, przynajmniej do stycznia. Holenderski menadżer ogłosił zaś, że reprezentant Portugalii jest ważną częścią jego planów na ten sezon. Dlaczego o tym piszę? Bo chciałbym zestawić losy tak ważnego piłkarza i trenera United z tym co się stało ostatnio w Lechii Gdańsk. Po kiepskim starcie w tym sezonie i zamieszaniu wokół Ronaldo, media zaczynały już spekulować, że dni Holendra na Old Trafford są policzone. Wiadomo, kiepskie wyniki i jednoczesna konfrontacja z piłkarską gwiazdą często kończą się tym, że to trener traci posadę. Do takich sytuacji przyzwyczailiśmy się w naszym kraju, ale nie jest to też nic niezwykłego w poważniejszych ligach, niż polska Ekstraklasa. W przypadku Manchesteru United to jednak trener (przynajmniej na razie) wyszedł zwycięsko z tej próby sił. Dziekanowski: Trzeba być konsekwentnym I bardzo dobrze, bo jeśli zatrudnia się trenera i akceptuje jego koncepcję budowania drużyny oraz filozofię gry, to trzeba być konsekwentnym, nawet jeśli na szali są losy tak słynnego piłkarza. Zaufanie względem Ten Haga zaczyna się opłacać, bo Czerwone Diabły przełamały niemoc i zaczęły wygrywać mecze. Do tego poważnie się wzmocniły. Niedzielne starcie z Arsenalem, który wygrał wszystkie pięć meczów, zapowiada się więc niezwykle interesująco. Jestem jednak bardziej niż przekonany, że nawet ewentualna porażka nie skończy się dymisją menadżera. No chyba, że zdarzyłaby się podobna klęska, jak ta w inauguracyjnym meczu z Brentford (0:4). Bo taki klub jak United na takie wpadki po prostu pozwolić sobie nie może i często płaci za to szkoleniowiec. Wróćmy więc do Lechii i dymisji Tomasza Kaczmarka. Bezpośrednim powodem była wysoka przegrana ze znajdującym się w kryzysie Lechem (0:3). Wiadomo jednak, że powodów było więcej. Na przykład taki, że trenerowi nie było ostatnio po drodze z Flavio Paixao. Portugalczyk stracił opaskę kapitańską, został odstawiony od podstawowego składu. Ale że Lechia zaliczyła falstart w tym sezonie, Kaczmarek został kozłem ofiarnym. Uważam tak, ponieważ to jest typowe w naszej rzeczywistości, że słabszy początek sezonu natychmiast przekreśla dotychczasową pracę. A przecież w ubiegłym sezonie Kaczmarek był uznawany za jedno z trenerskich objawień - Lechia zakończyła sezon na 4. miejscu, grała w eliminacjach Ligi Konferencji. Porażka w drugiej rundzie z Rapidem Wiedeń wcale wstydu gdańszczanom nie przyniosła. Przegrała między innymi przez błędy sędziowskie. No, ale to się nie liczy. Tak samo jak nie liczy się to, że Kaczmarek przepracował z drużyną okres przygotowawczy - pięć kolejek wystarczyło, żeby wręczyć mu dymisję. To oczywiście nic w porównaniu z najmniej zrozumiałą dymisją w tym sezonie, czyli zwolnieniem Jana Urbana w Górniku. Przypomnę, dymisję wręczono mu tuż po rozpoczęciu przygotowań. I to w sytuacji, kiedy szkoleniowiec spełnił wszystkie warunki, by pozostać na swoim stanowisku (Górnik zakończył ubiegły sezon na 8. miejscu). Jest jeszcze jeden wspólny mianownik z sytuacją w Gdańsku - też ważną rolę odegrał kluczowy dla drużyny zawodnik; w tym przypadku Lukas Podolski. Mam nadzieję, że nie będzie to nowy trend w naszej ekstraklasie. Jest to niemożliwe choćby dlatego, że takich ważnych piłkarzy, którzy mogą wkraczać w kompetencje dyrektorów i prezesów jest u nas jak na lekarstwo. Nie wiem tylko czy się z tego powodu cieszyć czy martwić...