Zawodnicy czują się zastraszeni. Podczas ostatniego treningu przed meczem z Groclinem grupa kibiców wtargnęła na boisko. "Ja w tym czasie byłem w klubie i nie miałem żadnych sygnałów, że dzieje się coś niebezpiecznego. Nie nazwałbym tego wtargnięciem. Z tego, co wiem, nikt nikomu nie groził, a doszło tylko do ostrej rozmowy" - powiedział na łamach "Super Expressu" prezes Lecha, Radosław Majchrzak. "Kibice byli sfrustowani po ostatnich meczach. Przychodząc na stadion płacą za bilety i chcą widzieć walczący zespół, a tego ostatnio nie było" - dodał. Czy musiało dojść do takiej sytuacji? "Stadion jest obiektem otwartym, ale powtarzam, że żadnego użycia siły w stosunku do piłkarzy nie było. Zawodnicy są znani i rozpoznawalni w Poznaniu, więc jeśli ktoś ma chore, psychopatyczne myśli, to nie musi wcale przychodzić na stadion. Jeśli piłkarzom groziłoby niebezpieczeństwo, to na pewno byśmy interweniowali" - tłumaczył Majchrzak.