Łodzianie są w najtrudniejszym momencie od powrotu do ekstraklasy. Słaba końcówka rundy jesiennej i jeszcze gorszy początek wiosny sprawiły, że zamiast patrzeć w górę tabeli i zdobyć założone 50 punktów, klub zaczął drżeć przed degradacją. Przewaga nad strefą spadkową stopniała do pięciu punktów. Szybko znaleziono winnych - na pierwszy ogień poszedł trener Daniel Myśliwiec. Po czterech meczach tego roku, w których Widzew zdobył tylko punkt, został odsunięty od drużyny. Teraz posadę dyrektora sportowego po niespełna trzech latach stracił Tomasz Wichniarek. Problem jest jednak głębszy. Brak porozumienia między szkoleniowcem i dyrektorem w kwestii transferów sprawił, że przed rundą wiosenną łodzianie mają przetrzebioną kadrę z powodu kontuzji. A do tego sprzedali najlepszego strzelca. Nie potrafili w porę zrobić transferów, a nowych zawodników kontraktowali w ostatnich dniach okna transferowego. W klubie przyznają, że choć działał komitet transferowy, to nikt nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności za transfery. Trenerowi nie podobała się większość kandydatur, a dyrektor sportowy sam nie podejmował decyzji. To ma się zmienić wraz z przyjściem Nikoliciusa. - Nasz proces transferowy, nie był efektywny, bo trudno było wskazać odpowiedzialność konkretnych osób. Finalnie nikt nie był odpowiedzialny za transfery - przyznaje Maciej Szymański, wiceprezes Widzewa. - Pod koniec okienka transferowego to zmieniliśmy. Teraz chcemy mieć silnego dyrektora sportowego, który będzie za to odpowiedzialny. On ma przedstawiać zawodników rekomendowanych do zespołu. Trener ma zająć się przygotowywaniem drużyny do każdego meczu i rozwijaniem zawodników. Prezes Widzewa: Mamy kryzys sportowy Ostro na temat tego procesu wypowiedział się też prezes Michał Rydz. - Trzeba było wrzucić granat w komitet transferowy. Wszyscy się wypowiadali, a nikt nie był odpowiedzialny. Koniec z prawem weta. Zatrudniamy Nico, wierzymy mu, bo jest ekspertem - twierdzi. - Kluczowa jest rola nie tylko trenera, ale także dyrektora sportowego. Mamy kryzys sportowy i w krótkim terminie to jest najważniejsze dla drużyny, żeby zdobywać punkty i się utrzymać. Wraz z oficjalnym ogłoszeniem Nikoliciusa, Widzew zdecydował też, że Patryk Czubak, który tymczasowo zastąpił Myśliwca, będzie pracował do przerwy reprezentacyjnej. W tym czasie Litwin ma znaleźć nowego pierwszego szkoleniowca. Niewykluczone, że będzie to trener zagraniczny. - To właściwa droga, że najpierw wybieramy dyrektora sportowego, a potem szkoleniowca. - twierdzi prezes Rydz. Nikolicius ostatnio przez 3,5 roku pracował w Hajduku Split, więc poza Litwą ma też rozeznanie w Chorwacji. Obejrzał na żywo mecze Widzewa z Pogonią (0:4) i Radomiakiem (1:1). - To były dwa różne spotkania i dwie różne drużyny Widzewa. Nie mam wątpliwości, że utrzymamy się w lidze. Inaczej by mnie tu nie było. Najważniejsze jest zachować status w ekstraklasie - przyznaje. - Wcześniej znałem ten klub. Pamiętam jak grali tu Sernas i Panka, a także pamiętam Widzew w Lidze Mistrzów. To znana marka. Byłem pod wrażeniem, że pomimo porażki 0:4 z Pogonią kibice nie odwrócili się do zespołu. Pracowałem w Hajduku, gdzie presja też jest ogromna. Tam wystarczyło pięć minut gorszej gry, by zaczęli gwizdać. Kibice nie zawsze okazywali tak wielkiego wsparcia, jak tu na Widzewie. Krótkoterminowy cel to utrzymanie. Nikolicius, który podpisał umowę do 2028 roku, ma też za zdanie zbudować silny zespół na kolejne sezony. - Nie lubię być w strefie komfortu. Dlatego też wybrałem Widzew. Rozmawiałem z właścicielem na temat możliwości finansowych i inwestycji w drużynę. Bez tego też nie da się wrócić do czołówki, do której Widzew powinien należeć. Usłyszałem, że jest zgoda na inwestycje, więc uznałem, że wchodzę w to - twierdzi.