FIFA ogłosiła niedawno, że pierwsze trzy mecze mistrzostw świata 2030 odbędą się w Argentynie, Paragwaju i Urugwaju, a pozostałe 101 w Hiszpanii, Portugalii i Maroku. Natychmiast rozpoczęła się dyskusja, na jakich stadionach zapadną najważniejsze rozstrzygnięcia turnieju. Jose Felix Diaz z dziennika "Marca" niemal natychmiast po oficjalnej decyzji światowej federacji poinformował, że według jego wiedzy finał odbędzie się na Estadio Santiago Bernabeu, na którym w najbliższych miesiącach zakończy się gruntowny remont. Kibice spodziewają się, że w takiej sytuacji półfinały zostaną rozegrane na nowym Camp Nou w Barcelonie oraz na Estadio da Luz w Lizbonie. Taki stan rzeczy nie bardzo odpowiadałby Joanowi Laporcie. "Promadryckość" oznacza w tym kontekście sympatyzowanie z Realem Madryt. Właśnie to zarzuca stołecznym politykom sternik "Dumy Katalonii". W dawnych czasach w Hiszpanii na Real mówiło się "El Madrid", co pozostało w mowie nieoficjalnej do teraz. Dramat Neymara. Messi reaguje. Wyjątkowy wpis Argentyńczyka Mocnym argumentem Laporty jest wspomniana przez niego pojemność obiektu. Choć nowe Bernabeu będzie naszpikowane technologią, posiadać będzie m.in. zsuwaną murawę do podziemnego "ogrodu", to jednak wejdzie na niego "tylko" niespełna 85 tysięcy kibiców przy 105 tys. na Camp Nou. Mundial 2030 będzie drugim w historii przeprowadzonym z udziałem 48 reprezentacji. Format ten będzie miał debiut za trzy lata w Stanach Zjednoczonych, Meksyku i Kanadzie. Zostanie stworzonych 12 grup - zespoły z drugich miejsc oraz osiem z trzecich lokat utworzą pary 1/16 finału. Vitor Roque zdradził co myśli o Lewandowskim. Wielkie słowa