Inter Mediolan rok temu był absolutnie największą niespodzianką całej edycji rozgrywek Ligi Mistrzów. Nikt nie typował, że drużyna Simone Inzaghiego może dojść do finału tych rozgrywek, a tam ulec dopiero Manchesterowi City, który do pokonania zespołu z Mediolanu potrzebował z pewnością nieco szczęścia przy golu strzelonym przez Rodriego. W tym sezonie sytuacja jest już jednak inna i Inter jest traktowany, jako jeden z faworytów. Faza grupowa dla ekipy Inzaghiego wybitna jednak nie była, bo klubowi wicemistrzowie Europy wyszli do fazy pucharowej dopiero z drugiego miejsca za Realem Sociedad. W 1/8 finału ubiegłoroczny finalista trafił jednak na bardzo trudnego rywala. Mowa bowiem o Atletico Madryt, które nie jest łatwym i wygodnym przeciwnikiem dla nikogo. Ekipa Diego Simeone, jak żadna inna, potrafi zabijać mecze i wybijać piłkę nożną rywalom z głowy. Taktyczne szachy w pierwszej połowie Niemniej jednak mimo tego, to właśnie Inter trzeba było traktować, jako dosyć wyraźnego faworyta pierwszego meczu i całego dwumeczu. Zespół Inzaghiego najpierw przyjmował Atletico Madryt i wypadało w tym meczu zapewnić sobie jakąś zaliczkę przed wyjazdem do stolicy Hiszpanii. "Los Colchoneros" na swoim stadionie są bowiem zupełnie inną, wyraźnie lepszą drużyną i widać to we wszystkich możliwych statystykach związanych z grą na wyjazdach lub w domu. Xavi zachwycony Robertem Lewandowskim. Jedno słowo mówi wszystko Pierwsza połowa tego teoretycznie hitowego pojedynku 1/8 finału Ligi Mistrzów bardzo rozczarowała każdego postronnego fana. Simeone, jak to ma w zwyczaju, ustawił swoją drużynę tak, aby przede wszystkim nie stracić gola. To był cel nadrzędny i w tej części spotkania udało się go zrealizować. Inter miał kilka mniej lub bardziej dogodnych okazji do strzelenia gola, ale żadna na pewno nie była stuprocentowa. Efekt? Dwa strzały celne, zero goli. Nie tego oczekiwali kibice na trybunach. Warto też dodać, że Inter domagał się rzutu karnego za zagranie ręką Moliny i mogły to być słuszne pretensje, bo piłka w rękę trafiła. Nieskuteczny bohater Interu Mediolan - Marko Arnautović Druga połowa rozpoczęła się w innych składach. Po stronie Interu z murawą pożegnał się Marcus Thuram, a jego miejsce zajął Marko Arnautović. Z kolei w Atletico zmieniony został Jose Maria Gimenez a w jego miejsce zameldował się Stefan Savić. Austriak, który wszedł na murawę po stronie Interu już w pierwszych dwudziestu minutach mógł, a może nawet powinien być bohaterem zespołu gospodarzy. Piłka szukała go zdecydowanie bardziej niż Thurama w pierwszej połowie. Ciężka przeprawa Manchesteru City w Premier League. Błysk Haalanda, złe wieści dla Arsenalu i Liverpoolu Już po 20 minutach Austriak miał na swoim koncie trzy strzały z bardzo wygodnych pozycji. Żaden z nich nie znalazł jednak drogi do bramki. Według analizy statystyków kumulujące te trzy uderzenia Aranutović powinien mieć już przynajmniej jednego gola, bowiem ich łączny współczynnik oczekiwanych bramek wyniósł 0,99. Wciąż na tablicy wyników było jednak 0:0, choć z pewnością to już inne 0:0 niż to z pierwszej połowy. Swoją bardzo dobrą okazję w 77 minucie spotkania miał także Lautaro Martinez. Argentyńczyk dostał piłkę idealnie na głowę, ale jego strzał Jan Oblak obronił bez żadnych kłopotów. Chwilę później fatalny błąd w wyprowadzeniu piłki popełniło Atletico Madryt. Z futbolówką na bramkę popędził Martinez. Kapitan zespołu strzelił w Oblaka, ale piłka poleciała w bok, a tam czekał na nią w końcu Arnautović. Austriak w tej sytuacji już się nie pomylił i wykorzystał czwartą dogodną okazję w meczu. Ostatecznie wynik 1:0 dla Interu z pewnością jest zasłużony, choć wydaje się, że powinien być wyraźnie wyższy. Najważniejsze dla finalistów ubiegłorocznej edycji jest jednak to, że pojadą do Madrytu z zaliczką, a Atletico będzie musiało atakować.