Paweł Raczkowski, Radosław Siejka, Adam Kupsik i Krzysztof Jakubik zostali zaproszeni do poprowadzenia ligowego meczu AEK Ateny - Aris Saloniki. Dotarli do Grecji, ale swej misji nie wypełnili. Tuż przed lądowaniem i potem na lotnisku - wedle ich wersji - zostali zaatakowani przez dwóch kibiców. Spięcie szybko przerodziło się w karczemną awanturę. Dwaj Grecy, którzy podróżowali tym samym samolotem - fani Panathinaikosu - oskarżają arbitrów o nadużywanie alkoholu na pokładzie, a następnie wulgarne zachowanie już w hali przylotów i kierowanie drastycznych gróźb karalnych. Polacy twierdzą, że to starannie ukartowana prowokacja. Kolejna wielka afera w Grecji. Tym razem sędzia dostał cios... w genitalia Finalnie polscy sędziowie zostali jednak odsunięci od spotkania, na które zostali wyznaczeni. Niedługo potem w sieci pojawiło się nagranie audio, które rzekomo ma być dowodem na wulgarne zachowanie Raczkowskiego i członków jego zespołu. - Samo nagranie to jedna wielka manipulacja, która jest stworzona, by mnie oczernić. Nie chcę tego komentować, bo to jest sfabrykowane. Ale konia z rzędem temu, kto potrafi być spokojny i opanowany, gdy ktoś pluje mu w twarz, wyzywa rodzinę i popycha - mówi główny zainteresowany w rozmowie ze sport.pl. Kto kłamie w sprawie Raczkowskiego? Ekspert od fonoskopii: Nagranie bez cech autentyczności Ten sam serwis dotarł do dziennikarza, który opublikował nagranie - Stamatisa Voulgarisa. Ten odmawia jednak udostępnienia oryginalnego materiału. - W tej sprawie trwa śledztwo, gdybym próbował coś takiego zrobić, miałbym problemy, poza tym nie ryzykowałbym mojej reputacji. Nikt przy tym nie manipulował. Jak ktoś chce mnie o coś oskarżyć, to niech mnie pozwie - tłumaczy. Z kolei ekspert od fonoskopii twierdzi, że nagranie nie posiada cech autentyczności. "W opublikowanym nagraniu występują chwilowe 'piki' sygnału, mogące wskazywać na manipulacje w postaci np. wycinania fragmentów. Jest to widoczne w spektrogramach zapisu sygnału tła akustycznego oraz sygnału mowy" - czytamy w opinii przygotowanej przez Arkadiusza Lecha dla sport.pl. Raczkowski na komisariacie w Grecji. Znamy wyniki badania alkomatem Raczkowski zapewnia, że agresorami od początku byli greccy kibice, ojciec i syn. Polski arbiter miał zostać opluty w twarz. Usłyszał też, że on i jego kompanii zostaną "zniszczeni", a sprawa trafi do mediów. - Na miejscu zostałem z tym wszystkim sam, nikt tam nam nie pomógł - opowiada Raczkowski. - Sędzia techniczny Aristotelis Diamantopoulos, który był łącznikiem, zrobił wszystko, byśmy incydentu nie zgłaszali na policję. Następnego dnia został sędzią głównym tego spotkania. Szef sędziów zakomunikował nam, że ze względu, iż kluby się nie zgadzają na nasze sędziowanie, odwołuje nas z meczu. To było na kilka godzin przed jego startem. Odpowiedziałem, że to kpiny. Poszedłem zadzwonić do szefa kolegium sędziów w Polsce. Jak wróciłem, to szef greckich sędziów zniknął. Już go nie widzieliśmy. Szefostwo Polskiego Kolegium Sędziów nie uznało doniesień greckich mediów za wiarygodne. Raczkowski z marszu wrócił do sędziowania meczów Ekstraklasy. Własne dochodzenie w tej sprawie prowadzi UEFA.