Manchester United w sezon 2023/2024 wszedł z drobny falstartem. Wprawdzie zespół dowodzony przez Erika ten Haga na inaugurację pokonał Wolves, ale zwycięstwo 1:0 było okupione naprawdę dużym cierpieniem i szczęściem. Kibice "Czerwonych Diabłów" nie szczędzili słów krytyki drużynie z Old Trafford. Przed drugą kolejką oczekiwali wyraźnej poprawy gry. Test przed Ligą Mistrzów zdany. Zmiennicy Rakowa wystarczyli na Ekstraklasę Sytuacja z pewnością daleka było jednak od komfortowej. W drugiej serii gier bowiem zespół z Old Trafford musiał wybrać się na Tottenham Hotspur Stadium, gdzie czekało ich starcie z przebudowywanym Tottenhamem pod wodzą nowego trenera. Spurs w pierwszej kolejce jedynie zremisowali i każdy punkt w starciu z "Czerwonymi Diabłami" mógł być wręcz na wagę złota. Pierwsze zwycięstwo Tottenhamu w sezonie Pierwsza połowa nie pozostawiła raczej zbyt wielu dobrych wspomnień fanom Manchester United, ale i fani Spurs z pewnością dalecy byli od zadowolenia z występu swojej drużyny. Byliśmy świadkami bardzo otwartego meczu, w którym oba zespoły bardzo chętnie atakowały. Wystarczy powiedzieć, że w pierwszej części spotkania oba zespoły oddały łącznie 21 strzałów (po trzy celne przyp. red.). Ostatecznie jednak te próby wymiernego efektu. Na otwarcie byliśmy bowiem świadkami bezbramkowego remisu z delikatnym wskazaniem na gości. Na ustach wszystkich z pewnością pozostanie kontrowersyjna sytuacja z udziałem Romero, który we własnym polu karnym zagrał ręką po strzale Alejandro Garnacho. Arbiter nie zdecydował się wówczas podyktować rzutu karnego. A Czesław Michniewicz znowu swoje. Historyczna wygrana polskiego trenera Druga połowa zdecydowanie lepiej rozpoczęła się dla drużyny gospodarzy, którzy dość szybko otworzyli worek z bramkami. W 49. minucie spotkania byliśmy świadkami potężnego zamieszania w polu karnym Manchesteru, które doprowadziło do sytuacji strzałowej w polu karnym dla Sarra. Młody pomocnik Spurs złożył się do uderzenia i wpakował futbolówkę pod poprzeczkę. Tym razem Manchesterowi nie pomógł Onana, który w tym meczu udowodnił, że może być bardzo dobrym następcą dla Davida de Gei. Kameruńczyk pokazał się z wyśmienitej strony. W Spurs imponująco ze swoich obowiązków wywiązał się nowy bramkarz Tottenhamu Vicario, który musiał ratować swoich kolegów przed utratą gola albo nawet goli. Co więcej, kilka minut przed końcem spotkania jego koledzy potrafili zapewnić sobie zdecydowanie większy spokój. Dobra akcja Tottenhamu zakończyła się golem samobójczym, którego strzelił Lisandro Martinez. W tej sytuacji nie pomógł nawet wyśmienicie dysponowany tego popołudnia Andre Onana. W końcówce spotkania sędzia mógł jeszcze podyktować rzut karny dla gości za faul na Facundo Pellistrim. Tym razem również nie wskazał na jedenasty metr i Spurs zachowali czyste konto, oraz zdobyli pierwsze trzy punkty w tym sezonie Premier League.