Potknięcie Realu wykorzystała Barcelona, która na Camp Nou wygrała z Mallorką 2:0. Bohaterem Katalończyków był Deco, zdobywca obu bramek dla lidera hiszpańskiej ekstraklasy. Brazylijski szkoleniowiec Realu, który wygrywając siedem spotkań w lidze (odkąd został trenerem "Królewskich"), wyrównał klubowy rekord z lat 50. XX wieku, w sobotę na ławce rezerwowych posadził Raula Gonzaleza, Ronaldo i Zinedine'a Zidane'a. Ich zmiennicy zaczęli z animuszem, ale to goście powinni objąć prowadzenie. W 17. minucie po uderzeniu z dystansu Adoniego Iraoli piłka trafiła w poprzeczkę, a potem o pół metra minęła linię bramkową, zanim Iker Casillas zdołał wybić ją w pole. Sędziowie prowadzący spotkanie na Santiago Bernabeu gola jednak nie uznali, gdyż go po prostu nie zauważyli. Co się jednak odwlecze, to nie uciecze. W 58. minucie zacentrował Pablo Orbaiz, a Asier del Herno celną "główką" dał prowadzenie piłkarzom z Bilbao. Luxemburgo nie mogąc dłużej czekać zdecydował się na zagranie va banque. W 70. minucie wpuścił trzech galacticos, których trzymał na ławce rezerwowych. Zamiast jednak bramki dla Realu, padł gol dla Atheltiku, a strzelił go Iraola. Tym samym sprawiedliwości stało się zadość. Deco, Brazylijczyk z portugalskim paszportem, "załatwił" Barcelonie trzy punkty w spotkaniu z Mallorką. Wicemistrz Europy gole zdobył w 16. i 59. minucie. Dzięki temu zwycięstwu i porażce Realu przewaga Katalończyków nad "Królewskimi" wzrosła do siedmiu punktów. W 11. minucie Victor Valdes, bramkarz Barcelony, obronił rzut karny wykonywany przez Luisa Garcię. <a href="http://nazywo.interia.pl/pilka_n/his/1?id=8252&nr=24">Zobacz wyniki 24. kolejki Primera Division</a>