Czech jest szkoleniowcem drużyny "Białej Gwiazdy" od 8 stycznia, kiedy to zastąpił Henryka Kasperczaka. - Ile czasu dał pan sobie na przebudowę Wisły? - Przebudowanie zespołu to może być kwestia roku, dwóch, trzech. Jest wiele bardzo ważnych czynników, które mogą przyspieszyć albo spowolnić ten proces. Są wśród nich takie, na które mamy wpływ, ale są również takie, na które wpływu nie mamy. Kiedy jest sukces to atmosfera w drużynie jest lepsza, są większe możliwości finansowe. Klub musi jednak na siebie zarabiać i tutaj ważną rolę odgrywa polityka transferowa. Trzeba wiedzieć, kiedy sprzedać danego zawodnika, równocześnie mając jednak na jego miejsce zastępcę, czyli być profesjonalnie zorganizowanym. Trzeba mieć także piłkarzy z umiejętnościami, a kiedy się takich ma sprawić, aby potrafili wykorzystać wszystkie swoje zalety. Jest jeszcze jedna sprawa. Wszyscy chcą najpierw osiągnąć sukces, a dopiero potem pracować. To jest normalne, bo ludzie, którzy inwestują w piłkę, to są biznesmeni, a nie ludzie sportu. Dla mnie długofalowym celem pracy w Wiśle jest, aby drużyna osiągnęła równowagę sportowo-finansową, ale równocześnie odnosiła sukcesy na arenie międzynarodowej. Na razie bowiem jest przepaść pomiędzy tym, co drużyna prezentuje w piłce krajowej, a tym, co pokazuje na arenie międzynarodowej. Jeżeli Wisła ma budżet europejski, to musi osiągać sukcesy w pucharach. I to nie jednorazowo, ale cyklicznie. Na wiosnę w grze zespołu widoczne są zmiany, które zachodzą w klubie. I to zarówno pod względem personalnym, jak i organizacyjnym. Te zmiany nie mogą jednak mieć wpływu na efekt krótkofalowy, czyli zdobycie mistrzostwa Polski. To pozwoli na udział w eliminacjach Ligi Mistrzów. Jeżeli nie uda się do niej zakwalifikować, to pozostaje cel "B" - Puchar UEFA, ale z zastrzeżeniem, że trzeba przejść fazę grupową. Na grę w europejskich pucharach potrzeba dłuższej kadry, nie tylko 11 zawodników, ale przynajmniej 20, pamiętając, że oni nie będą grali tylko w klubie, ale także w reprezentacji. Na dzisiaj sześciu podstawowych zawodników Wisły w niektórych okresach jest bardzo eksploatowanych. Oni nie muszą tylko dobrze grać w klubie, ale na nich opiera się również gra reprezentacji Polski. Obciążenia, które teraz mają są jednak niczym w porównaniu z tym, co czeka ich na jesieni. Pierwszy etap mojej pracy polega na tym, aby w dobrym stylu zdobyć mistrzostwo Polski, a równocześnie przygotować drużynę do gry od nowego sezonu. W czerwcu przyjdzie pora na wstępną analizę, tego co zrobiłem, a będzie ją można lepiej ocenić właśnie na zakończenie rundy jesiennej. Wiem, że na razie Wisła nie gra na sto procent swoich możliwości. Mieliśmy niezbyt udaną passę trzech remisów z rzędu, ale ostatnio potrafiliśmy wygrać we Wronkach, gdzie zawsze gra się ciężko, udowadniając, że jesteśmy mocni i nasza wartość rośnie. Jestem przekonany, że kierunek mojej pracy jest dobry, że nie ma innego sposobu, a czy przyniesie oczekiwane efekty czas pokaże. Mam nadzieję, że drużyna już teraz udowodni swoje umiejętności, gdyż w ciągu 23 dni czeka nas siedem spotkań, że ma atuty i potrafi walczyć. Inną sprawą jest chęć do gry. Dla jednych powodem do niej jest sam sport, inni nie potrafią przegrywać, dla następnych liczą się pieniądze, a dla kolejnych sława. Bez niej nie ma jednak mobilizacji, która jest bardzo potrzebna. Drużyna nie gra na sto procent, a mimo to zwiększa przewagę punktową nad konkurentami. Zawodnicy mówią dziennikarzom, że ciężko im się w takiej sytuacji skoncentrować, co mnie bardzo dziwi. A gdzie w tym jest podejście zawodowca? - Może wynika to z tego, że piłkarze przekonani są już o zdobyciu mistrzostwa Polski, więc nie chcą się wysilać, a równocześnie wiedzą, że jak coś im nie pójdzie, to dziennikarze i tak "zwalą" całą winę na pana? - Ludzie z przeszłości pamiętają tylko dobre momenty, o złych zapominają. Liczy się przede wszystkim odpowiedzialność danego człowieka. Nieważne, kto jest zawodnikiem, kto jest trenerem. Ważny jest klub. Gdy zawodnik mówi, że jest nieprzygotowany, to pierwsze pytanie, jakie zadaje mu kibic brzmi: - Czy ty jesteś profesjonalistą? Przecież teraz te wszystkie badania, sport-testery, laptopy ułatwiają pracę. Tego nie było 30 czy 15 lat temu. Na przeszkodzie może tylko stanąć brak odpowiedzialności, który jest przyczyną porażek. - Mówił pan, że aby dobrze zaprezentować się europejskich pucharach, potrzeba licznej i wyrównanej kadry. Wisła takiej nie posiada, a po sezonie raczej jeszcze się osłabi, bo odejdzie Maciej Żurawski, a może jeszcze ktoś. Co zrobić w takiej sytuacji? - Mam ciągłe spotkania z prezesem Wisła Kraków SSA Januszem Basałajem i dyrektorem sportowym Grzegorzem Mielcarskim i staramy się wyciągać wnioski. Trzeba popatrzeć jaką kadrą dysponowała Wisła w styczniu. Było tam kilku zawodników, których nie powinno być. Ambicji nie można im odmówić, ale umiejętności mają na poziomie trzeciej ligi. Teraz to wszystko trzeba odrobić. Grać z sukcesami na bieżąco, równocześnie zwiększając kadrę drużyny do pełnowartościowych piłkarzy. Nasz największy problem to fakt, że na wysokim poziomie posiadamy 11 zawodników plus dwóch, trzech rezerwowych. Nie ma rywalizacji, a przez to trudniej jest graczy zmobilizować. Np. w Łęcznej miałem do dyspozycji tylko dwóch napastników, a na ławce żadnego ofensywnego gracza! Musimy to zmienić, ponieważ błędy jakie przytrafiają nam się teraz są bez konsekwencji, ale od jesieni będzie już nowa sytuacja. Na ostatnim obozie przygotowawczym drużyna rozegrała kilka sparingów na bardzo dobrym poziomie, w szybkim tempie, walcząc przez cały czas. Chciałbym, aby tak prezentowała się w każdym meczu ligowym. Bo mówienie o tym, że mamy dużą przewagę nad rywalami, jesteśmy już mistrzami i nie trzeba się wysilać jest śmieszne. To tak, jakby powiedzieć kilku tysiącom kibiców, którzy przychodzą na mecze, idźcie do domu, bo jesteśmy zmęczeni. - Czy nie denerwuje pana, że w Polsce żąda się natychmiastowych sukcesów przy skromnych raczej finansach? - Nie chodzi o narodowość, znam ligę czeską, francuską i belgijską, tylko o jakość ludzi. Ich umiejętności i charakter. To jedna sprawa. Druga, teraz mówi się, że Wisła gra źle. Co to znaczy grać dobrze czy źle, widowiskowo czy brzydko? Byłem zaskoczony jak jeden z dziennikarzy powiedział, że Chelsea Londyn gra brzydką piłkę. Człowieku, na ich każdy mecz chodzi 50 tysięcy ludzi, miliony oglądają przed telewizorami, a ty takie rzeczy mówisz. To jest kwestia gustu, ale wg mnie trzeba to wszystko wypośrodkować. Czystą ocenę może dać tylko kibic. Najważniejsze jest, aby przychodził z chęcią na mecz i wychodził ze stadionu zadowolony. - Czy może pan zaświadczyć, że podczas treningów wszyscy piłkarze Wisły pracują na sto procent? - Boję się aż powiedzieć, że mamy ciężką robotę. Przecież w piłce mamy dobre zarobki, a to jest także zabawa połączona z pracą. Gdybym użył takiego stwierdzenia, to kibic mógłby pomyśleć, że coś jest nie tak. Jeżeli jakiś zawodnik Wisły nie przykłada się na treningach, to mówię mu to prosto w oczy, głównie jednak wskazuje jakie elementy wykonuje źle. Ogólnie piłkarze robią to, co do nich należy. Chodzi o coś innego. Polska jest w tyle, w stosunku do najlepszych krajów, biorąc pod uwagę sposób pracy, podejście do niej i chęć. Nie chodzi o to, żeby pracować dużo i długo, tylko skutecznie. - Jest pan człowiekiem z zewnątrz, proszę więc powiedzieć, jaki potencjał ma polska piłka klubowa. Taki jak Wisła z sezonu 2002/03, gdzie była rewelacją Pucharu UEFA, czy Amika Wronki z tegorocznych rozgrywek, która awansowała co prawda do fazy grupowej, ale tam to była już kompromitacja? - Polska liga ma swój specyficzny rytm i organizację gry. Zespoły muszą jednak ogrywać się w konfrontacji z przeciwnikami z innych lig, bo w pucharach nie powinno być dużej różnicy w tym, co grają w Polsce, a poza nią. Po drugie, polska piłka miała dużo sukcesów w przeszłości i kibic, który był do nich przyzwyczajony teraz nie rozumie, dlaczego jest inaczej, dlaczego obiektywnie patrząc Chelsea jest lepsza niż Wisła. On tego nie rozumie, ale i nie chce zrozumieć. Pamiętam Wisłę z sezonu 2002/03. Tam każdy zawodnik był odpowiedzialny i tak grał. Podam przykład Guusa Hiddinka, gdy trenował z Koreą Południową przed mistrzostwami świata 2002. Przyjechał z tą reprezentacją do Czech i przegrał 0:5, a po kilkunastu miesiącach był w półfinale najważniejszej piłkarskiej imprezy na świecie. Oni do wszystkiego doszli ciężką pracą. I ja także jestem przekonany, że tylko systematyczną, ciężką pracą można dojść do jakiś wyników. Chciałbym zwrócić uwagę na pewną ciekawostkę. Jak w Anglii zawodnik się przewraca, to kibice krzyczą, żeby od razu wstał, a w Polsce trener mu podpowiada leż. Wg mnie trener powinien być jak sędzia. Im mniej się o nim mówi, tym jest lepszy. Kibice przecież nie przychodzą oglądać szkoleniowców, tylko piłkarzy. Paweł Pieprzyca, Andrzej Łukaszewicz Zobacz również zapis czata z Wernerem Liczką