Kiedy do centralnej Europy dotarł Boris, niż genueński, przynosząc obfite na przerażającą skalę opady, sytuacja w południowej Polsce w zastraszającym tempie przybrała oblicze klęski żywiołowej. Cierpią szczególnie województwa śląskie, dolnośląskie i opolskie, a w wielu miastach stan rzek podniósł się jeszcze wyżej, niż miało to miejsce w 1997 roku. Na każdym kroku jesteśmy świadkami kolejnych tragedii ludzi, którzy tracą dobytek całego życia, a zarazem heroicznej walki mieszkańców o uratowanie tego, co jeszcze można ocalić. Zarówno teraz, jak i przy usuwaniu skutków powodzi, priorytetem będą domy i mieszkania, szkoły, ośrodki zdrowia i szpitale, ale w tle rozgrywa się też dramat klubów piłkarskich. Woda nie oszczędza niczego, wypłukując nawet sprzęt z magazynów. W samym tylko województwie dolnośląskim zniszczonych boisk jest ponad sto, a straty szacowane są na gigantyczne kwoty. - Na setki milionów złotych. Murawa Stronia Śląskiego jest wyżłobiona do granic możliwości. Wygląda jak kanion. Odbudowanie samego boiska może kosztować milion złotych. W sumie 107 boisk ucierpiało w wyniku powodzi, od podsiąknięć do całkowitej ruiny - mówi w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet Andrzej Padewski, prezes Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej. - Raport podsumowujący straty będzie zatrważający, bo woda poczyniła ogromne spustoszenie - dodaje. Stadiony i boiska pod wodą. Polskie kluby rozważają wycofanie z rozgrywek, a nawet likwidację Przyznaje, że niektóre kluby rozważają wycofanie się z rozgrywek, a nawet zaprzestanie działalności. - Dostaję sygnały od prezesów niektórych klubów, że zastanawiają się nad sensem dalszego istnienia, bo nie mają już siły i zdrowia. Jestem z nimi w kontakcie, muszę ich natchnąć i nie mogę dać po sobie poznać, że jestem załamany. Piłka ma istnieć, Dolny Śląsk się nie poddaje, więc będziemy walczyć. Gdzie się da, będziemy grać. Gdzie się nie da, wrócimy na wiosnę w formie rundy rewanżowej. Ale oczywiście grozi nam, że niektóre kluby wycofają się z rozgrywek. Kotliny są tak zrujnowane, że nie ma na czym trenować, nawet w okolicy - przyznaje Padewski. W wywiadzie dla Przeglądu Sportowego Onet ujawnia, że tymczasowo zawieszone zostały obowiązki licencyjne. - Nawet jeśli boisko nie będzie posiadało pełnej infrastruktury, będzie mogło być wykorzystywane. Nie będziemy przecież patrzeć w obecnych okolicznościach, że jakiś stadion nie ma ogrodzenia. Można powiedzieć, że jesteśmy w stanie wojny piłkarskiej - tłumaczy. Przed lokalnymi związkami piłkarskimi teraz nie lada wyzwanie, jak zorganizować dalsze rozgrywki. Jak podkreśla bowiem prezes Dolnośląskiego ZPN, na chwilę obecną nie ma planu ich całkowitego zakończenia czy zawieszenia aż do wiosny. Takie rozwiązania mogą zostać póki co zastosowane w wybranych grupach, w których kontynuowanie gry w żaden sposób nie będzie możliwe. - Zobaczymy, jak uda nam się logistycznie to zorganizować, np. Stronie Śląskie deklaruje grę w Lądku Zdroju, bo Lądek nie ucierpiał. Natomiast sama deklaracja to jest niestety mało, bo może się okazać, że drużyny będą miały problemy z dojazdem. Pozrywane są mosty i drogi, więc bardzo wnikliwie analizujemy sytuację (...). Cieszą mnie takie deklaracje, jak małej miejscowości Wleń, kompletnie zalanej, która mówi, że będzie grała w Jeleniej Górze na sztucznej nawierzchni - mówi dziennikarzom. Dramatyczna sytuacja jest w dużej części południowej Polski. Na Opolszczyźnie pod wodą znalazł się wyremontowany kilka lat temu za ponad siedem milionów złotych stadion w Głuchołazach. W ramach modernizacji powstała nowa płyta ze sztuczną nawierzchnią, wybudowano też bieżnię tartanową oraz miejsca do skoku w dal, wzwyż i pchnięcia kulą. Obiekt wyposażono w sztuczne oświetlenie, odnowiono jedną trybunę, wybudowano drugą, a do tego parking i drogę dojazdową. Część trybuny została później zadaszona. - W jeden dzień straciliśmy wszystko, cały sprzęt i to, co budowaliśmy przez 17 lat - mówił w rozmowie z Interia Sport Krzysztof Kuśmirek z UKS Hattrick. Woda zalała też m.in. remontowany stadion w Prudniku, na którym prace, warte 30 milionów złotych, ruszyły w lipcu ubiegłego roku. Zakończyć miały się na początku przyszłego roku. To tylko pojedyncze przykłady, bo obiektów uszkodzonych w wyniku tragicznej powodzi jest o wiele, wiele więcej. Póki co jednak ciężko w ogóle podejmować się prób szacowania strat, wciąż bowiem wiele terenów jest zagrożonych nadchodzącą falą powodziową.