29-letni napastnik urodził się w Niemczech i tam mieszkał przez większość życia, ale ma też obywatelstwo polskie i występował w młodzieżowych reprezentacjach naszego kraju. Grał w FC Koln, Arminii Bielefeld FC Kaiserslautern, ale po tym jak został odesłany do rezerw, w 2018 roku Przybyłko postanowił szukać sportowego szczęścia za Oceanem. Przybyłko czekał od maja I robi to z powodzeniem. Przez trzy lata w Philadelphia Union zdobył 35 goli w MLS, zostałtakze najlepszym strzelcem Ligi Mistrzów strefy CONCACAF. Przed obecnym sezonem trafił do Chicago Fire, ale tu na razie nie do końca spełnia pokładane nadzieje. Do meczu z Charlotte w 19 meczach strzelił tylko trzy bramki - ostatnią pod koniec maja. Spotkanie było zacięte i pełne zwrotów akcji. Gospodarze prowadzili po golu Yordy’ego Reyny, ale goście strzelili dwa gole - najpierw wyrównał Przybyłko. Polak pokazał instynkt strzelecki - najszybciej wyskoczył zza pleców obrońców i dobił strzał Gastona Gimeneza. Prowadzenie Chicago dał Federico Navarro. Jeszcze przed przerwą do remisu doprowadził Świderski. To siódmy gol reprezentanta Polski i trafienie w drugim meczu z kolei. Po podaniu Reyny, piłkę głową zgrał Ben Bender, a Polak trochę przy pomocy obrońcy Mauricio Pinedy pokonał Gabriela Sloninę. Ze zwycięstwa cieszyli się jednak goście. Po przerwie Xedran Shaqiri świetnie podał to Przybyłki, ten jednym zwodem minął Pinedę i z linii pola karnego dał drużynie wygraną. Dla Chicago był to piąty mecz bez porażki, w tym czwarte zwycięstwo. Ta passa dała im awans na siódme miejsce, ostatnie dające prawo gry w play off. Charlotte spadło na jedenaste, ale ma tylko punkt straty. - To dla mnie ogromny zastrzyk energii i pewności siebie. Jestem bardzo szczęśliwy, bo moja praca polega właśnie na strzelaniu goli - podkreśla Przybylko na oficjalnej stronie klubu. - Ostatnie miesiące nie były dla mnie łatwe, ale nie od dziś gram piłkę i jestem silny psychicznie. Z Charlotte wykonałem świetną robotę, ale najważniejsze, że zespół wygrał.