Polacy, chociaż byli murowanymi faworytami w starciu z Gruzją, długo męczyli się z rywalami strzelając rozstrzygającą o losach meczu bramkę dopiero na siedem minut przed końcem regulaminowego czasu gry. Co gorsza, już po dwudziestu minutach zaczęli odstawać kondycyjnie od rywali. - Jestem zaskoczony przygotowaniem fizycznym zawodników. Tego spotkania nie wytrzymał prawie nikt! - podkreśla trener Andrzej Zamilski. Na szczęście dla polskiego zespołu Gruzini nie wykorzystali posiadanej przewagi. Nawet jeśli przedostali się pod naszą bramkę, skórę kolegom z zespołu ratował bramkarz, Bartosz Białkowski. - Był znakomity. Rozstrzygnął losy meczu. Wybronił trzy setki, nie wiadomo jak ułożyłby się mecz, gdyby z tych akcji padły bramki - chwali Polaka szkoleniowiec przeciwnej ekipy, Petar Segrt. - Na szczęście kiedy zaczęła się dominacja Gruzinów bardzo dobrze spisywał się Białkowski - dodaje trener Zamilski. Skąd tak fatalna dyspozycja fizyczna naszych kadrowiczów? - Większość z nich nie gra w podstawowych składach swoich zespołów. Dobrze, że wystartowała Młoda Ekstraklasa, w której mogą teraz występować. Oni oczywiście trenują ze swoimi drużynami, ale nie zawsze są zmuszani do 120 procentowego wysiłku na boisku, a tego wymagało dzisiejsze spotkanie - tłumaczy szkoleniowiec kadry U-21. Zdaniem trenera Zamilskiego słaba kondycja nie jest zarezerwowana jedynie dla jego podopiecznych, ale jest to problem całej polskiej piłki. - To jest syndrom polskiej ligi. Po meczach pucharowych Groclin grał z Bełchatowem i zawodnicy robili wszystko, żeby ten mecz skończyć na 0:0 - zauważa. - Gdybyśmy grali jak w lidze angielskiej co trzy dni, to pewnie trzeba by wszystkich zawodników po pięciu kolejkach wymienić - dodaje z przekąsem trener Zamilski. Dariusz Jaroń, INTERIA.PL