Jakub Żelepień, Interia: Co u ciebie słychać? Mateusz Łajczak: Jestem w Abha, mój kontrakt z klubem obowiązuje do końca czerwca. Na początku roku zostałem przesunięty z pierwszej drużyny do akademii, w której pracuję zespołem U-19 oraz odpowiadam za edukację lokalnych klubowych trenerów. Abha Club próbuje zbudować solidne fundamenty, jeżeli chodzi o szkolenie młodzieży, a ty masz odegrać przy tym ważną rolę? - Samo przestawienie mnie do akademii wzięło się z faktu, że w grudniu po miesiącu wspólnej pracy doszliśmy z ówczesnym pierwszym trenerem do wniosku, iż nasza dalsza kooperacja nie ma sensu. Ktoś z nas musiał odejść, wiadomo było, że padnie na analityka, a nie na głównego szkoleniowca. Mieliśmy inne wizje, odmienne spojrzenia na pewne rzeczy, co jest przecież sprawą normalną. Dodatkowo trener jasno i w sposób bezpośredni zakomunikował mi już przy pierwszym naszym spotkaniu, że chce w sztabie swojego człowieka, a nie mnie. Już wtedy wiedziałem, że to tylko kwestia czasu, kiedy ta współpraca zostanie zakończona bez względu na jakość wykonywanej przeze mnie pracy. - Klub nie chciał się mnie pozbywać, prezydent uznał, że moje umiejętności, wiedza i doświadczenie są potrzebne. Przesunięcie mnie do akademii było rozwiązaniem kompromisowym, a ja też nie miałem problemu z tym, żeby zejść troszkę niżej i popracować w klubowej akademii. Odpowiadając natomiast na twoje pytanie - szkolenie w Abha jest jak najbardziej długofalowym projektem. Duży nacisk kładziemy na edukację lokalnych trenerów, za parę dni otworzymy akademię dla dzieci poniżej 10. roku życia, do której już w tym momencie akces złożyło kilkuset chętnych. Do pracy z nimi ściągnięto dwóch trenerów z Portugali. Czy jest to długofalowy projekt w oparciu o moją osobę? Trudno ocenić. Klub zaoferował mi przedłużenie kontraktu w akademii, na razie nie zaakceptowałem zaproponowanych nowych warunków, jesteśmy na etapie negocjacji. Kiedy umawialiśmy się na ten wywiad, angaż trenera Michniewicza w Abha Club był jedynie w sferze plotek i domysłów. W międzyczasie trochę się zmieniło. Miałeś okazję porozmawiać z byłym selekcjonerem? - Z doświadczenia wiem, że w naszym klubie umowy są podpisywane zdalnie, trenera Michniewicza nie widziałem w korytarzach, a jestem na miejscu w klubie codziennie od 10 do 19. Telefonu od trenera Michniewicza też nie było? - Przed podpisaniem umowy nie miałem kontaktu z trenerem Michniewiczem. Gdy kontrakt została parafowany, wysłałem trenerowi wiadomość SMS z gratulacjami, życząc mu powodzenia, za co w wiadomości zwrotnej podziękował. Widzisz w zatrudnieniu trenera Michniewicza szansę dla siebie na powrót do sztabu pierwszej drużyny? - Nie chciałbym, żeby moja osoba była rozpatrywana jedynie przez pryzmat tego, że jestem tu od dwóch lat, znam ligę, kraj, mentalność, trochę języka. Wolałbym, żeby przy podejmowaniu ewentualnej decyzji wzięte pod uwagę zostały moje kompetencje. Żadna oficjalna propozycja dotychczas się jednak nie pojawiła. Zrozumiałbym, gdyby trener Michniewicz chciał stworzyć zupełnie nowy sztab, dać zawodnikom czystą kartę. Zrozumiałbym oczywiście też, gdyby zażyczył sobie wśród swoich współpracowników kogoś, kto mógłby mu pomóc odnaleźć się w nowym środowisku i miałby przy tym określone umiejętności i kompetencje. Jesteś, jak wspomniałeś, od dwóch lat w Arabii Saudyjskiej. Jak od środka wygląda ta imponująca futbolowa ekspansja? Zimą do ligi ściągnięto Cristiano Ronaldo, teraz dołączył Karim Benzema, a to na pewno nie koniec wielkich transferów. - Dwa lata temu mało kto myślał na poważnie o lidze saudyjskiej. Niektórzy starsi zawodnicy spoglądali na nią ewentualnie jako na dobre miejsce do zarobienia pieniędzy na sam koniec kariery. W ciągu dwóch lat rozgrywki ewoluowały, a władze kraju nie ukrywają, że futbol ma pomóc w turystycznym wypromowaniu Arabii Saudyjskiej i podreperowaniu wizerunku kraju łamiącego prawa człowieka oraz nieprzychylnego obcokrajowcom, zwłaszcza wyznającym inne religie. Ściągnięcie Ronaldo było zabiegiem marketingowym, a teraz liga chce też rozwijać się pod kątem czysto sportowym. Ambitnym celem Saudyjczyków jest wejście do grona pięciu najmocniejszych rozgrywek świata. Co wiesz o piłce nożnej w Arabii Saudyjskiej? Sprawdź się w naszym quizie! Gwiazdom ligi saudyjskiej chce się jeszcze chcieć? - Trudno mi się wypowiadać za wszystkich piłkarzy, mogę jedynie odnieść się do Felipe Caicedo czy Urosa Maticia, z którymi miałem zaszczyt pracować w pierwszej drużynie Abha Club. Oni zdecydowanie nie przyszli tutaj odcinać kuponów. Widziałem po nich ogromne zaangażowanie, pracowali indywidualnie również poza treningami. Pokazali pełen profesjonalizm i wiedzieli, że ich zadaniem jest dać określoną jakość. Na koniec chcę zapytać o miasto. Abha jest nieco na uboczu, pewnie liberalizacja obyczajowa nie postępuje tak szybko, jak choćby w Rijadzie. Jak się tam żyje? Jak wygląda los kobiet? - Słusznie zauważyłeś, że nie możemy porównywać Rijadu do Abhy, bo tutaj wszelkie procesy zachodzą wolniej. Można wciąż spotkać podział na miejsca tylko dla mężczyzn i tylko dla kobiet, bardzo często widuje się też panie w hidżabach oraz abajach szczelnie zasłaniających ich ciała. Dla Europejczyków jest jednak bezpiecznie. Kobiety, jeśli tylko chcą, mogą chodzić z odkrytą twarzą i bez tradycyjnych arabskich szat. Samo miasto jest bardzo przyjemne, leży na wysokości 2000 metrów nad poziomem morza, dzięki czemu klimat jest łatwiejszy do zniesienia, a upały nie są tak dotkliwe, jak w Dżeddzie czy Rijadzie. Rozmawiał Jakub Żelepień, Interia